Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy

Od dość dawna kręcą mnie kwestie językowe, związane z przekształceniami oraz zmianami znaczenia słów -- również tych, u których można doszukać się wspólnego rdzenia. Jednym z takich słów jest ukraińskie голодомор (hołodomor, dosł. „zamorzenie głodem”), które -- przeczytane w wersji rosyjskiej -- brzmiałoby bardziej jak gołodomor, a stąd już jedynie krok do polskiego "głodomora", które kojarzy się przede wszystkim z osobą o niezaspokojonym apetycie [1]

Podobnie jest ze słowami "bieżeńca" oraz "bieżeństwo". Rosyjskie słowo беженец, podobnie jak ukraińskie біженець (bi[e]żeniec) znaczy tyle, co "uchodźca".  W polskojęzycznym kontekście zbliżone sformułowanie zachowało się w zasadzie jedynie w popularnej, bożonarodzeniowej kolędzie "Przybieżeli do Betlejem" (skądinąd jednej z nielicznych o tak "żywej" melodyce). I znów nijak nie kojarzy się z uciekaniem.

Nie ma już w polskim języku "bieżenia", nie ma też w polskiej pamięci (powszechnej) "bieżeństwa" -- masowej ucieczki ludności przed naciągającymi wojskami niemieckimi z okresu I wojny światowej [2]. W odniesieniu do dzisiejszego obszaru Polski historia bieżeństwa dotyczy w głównej mierze (w uproszczeniu) terenów Podlasia i Lubelszczyzny, choć masowa emigracja wojenna (uchodźstwo) dotknęła również ziemie Mazowsza. Dotyczyła jednak przede wszystkim ludności prawosławnej (Białorusinów i Rusinów), w zdecydowanie mniejszej części Polaków (katolików) -- chociaż uważny Czytelnik / Czytelniczka książki Anety Prymaki-Oniszk będzie wiedział /-a, jak bardzo upraszczające i złudne są te kategorie w kontekście tożsamości bieżeńców. Kategorie, które nadal mocno rezonują w zbiorowej świadomości.
[z relacji Agnieszki Korytkowskiej-Mazur, przygotowującej spektakl Bieżeńcy. Exodus] Gdy pracowaliśmy w plenerze, w Sokołach, podchodzili do nas ludzie i pytali - a czy to naszych brali, czy ruskich? Podział na >> my-oni << jest na stałe wpisany w Podlasie" [s. 350]
To, co uderza po lekturze książki, to poczucie uniwersalności doświadczenia uchodźstwa -- bez względu na czas, w którym się ono odbywa. Wiąże się nieodzownie z ucieczką, wyobcowaniem, z zawaleniem się dotychczasowych "pewników". W przypadku bieżeńców z 1915 r. doświadczenia te mogły być tym bardziej dotkliwe, że wiązały się przede wszystkim z wysiedleniami / uchodźstwem ludności wiejskiej, od pokoleń związanej z określonym środowiskiem społecznym, religijnym i z konkretnym kawałkiem ziemi. W przypadku bieżeństwa 1915 roku mamy jednak do czynienia nie tylko z uchodźstwem, ale także z doświadczeniem powrotu -- niejednokrotnie równie tragicznym, jak sama emigracja. Powrotem na "na rodzinu" -- i na "hoły kamień"; do rodzinnej wioski, która w pamięci wielu młodszych bieżeńców była "rajem utraconym", a po powrocie do spalonych domostw, zniszczonych sadów i pól okazywała się być miejscem kolejnej walki o przetrwanie, nie lżejszej niż ta z okresu bieżeństwa.

Autorka zwraca uwagę na to, że pamięć o bieżeństwie jest często pamięcią dziecięcą, idealizującą. Kiedy zaczęto spisywać doświadczenia z tego okresu żyli już w zasadzie tylko ci, którzy bieżeństwo przeżyli jako bardzo młodzi ludzie (a nawet jako dzieci). Większość bieżeńców z oczywistych względów nie pozostawiła po sobie źródeł pisanych.
Inna sprawa, że powrotu do rodzinnej wioski Nadzieja też nie wspomina źle, choć "chodziła po ludziach i prosiła o jedzenie", a potem - jako dziesięcioletnie dziecko - z bratem jeździła do lasu i ładowała kloce na budowę domu, które później pomagała spławiać. [s. 340]
Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy to książka nie o pamięci, ale o pamięciach. O różnorodności doświadczeń, które z (pozornie) tego samego wydarzenia wynoszą inne bagaże wspomnień. Wiele miejsca autorka poświęciła odmiennej pamięci kobiet i mężczyzn. Pamięci "męskiej" związanej z kwestiami polityki, wojskowości -- i pamięci "kobiecej", związanej przede wszystkim z trudami codziennego życia (zaspokojeniem podstawowych potrzeb). Im bardziej pamięć "kobieca" zostaje zmarginalizowana, tym bardziej autorce zależy na jej ocaleniu.
Ale ja nie chcę słuchać wojskowych opowieści. Czytałam już o walkach, wiem, kto zwyciężył i jak bardzo było to skomplikowane. Wolałabym o pieleniu ogrodów u Kozaczek, o młóceniu przez całą zimę. O tym, co czują rodzice patrzący na słabnące z głodu dzieci. Zresztą, jeżeli już musimy rozmawiać o tych wojnach dziadka, wolałabym się dowiedzieć, gdzie chował się przed poborem do oddziałów białych (lub czerwonych). I jak z tymi, którzy po niego przychodzą, rozmawiała babcia. (...) Nawet jeśli udaje mi się skierować opowieść bardziej w stronę codzienności, z imienia i nazwiska występuje dziadek. Babcia często pozostaje bezimienna. Jakby była nieważna. [s. 206-207]
Zainteresowanych kwestią genderowego kontekstu pamięci wojennej odsyłam do razu do "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Swietłany Aleksijewicz, która w zasadzie w całości o tym traktuje.
O czym będzie moja książka? No, o wojnie, jeszcze jedna... Po co? Było już wiele wojen - małe i duże, znane i nieznane. A jeszcze więcej o nich napisano. Tyle że... Pisali mężczyźni o mężczyznach - to było od razu jasne. Wszystko co wiemy o wojnie powiedział nam "męski głos". Wszyscy tkwimy w niewoli "męskich" wyobrażeń i "męskich" doznań wojennych. "Męskich" słów. Kobiety milczą. Przecież nikt poza mną nie wypytywał mojej babci. Ani mamy. Milczą nawet te, które były na wojnie. Jeśli nawet zaczynają mówić, to opowiadają nie o swojej wojnie, ale o cudzej. Innej. Dostosowują się do męskiego szablonu. [3]
W książce Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy jest też trochę o efektach bieżeństwa. Były skutki oczywiste, takie jak tragiczne doświadczenie śmierci, będącej przede wszystkim wynikiem głodu, zimna oraz wiążących się z nimi chorób, które dziesiątkowały szeregi uchodźców. Jeżeli do tego dorzucimy utratę, wykorzenienie, obcość, zerwanie więzi rodzinnych, sąsiedzkich i przyjacielskich -- otrzymamy niezmienny od setek lat obraz uchodźczego losu.

Z drugiej jednak strony, o czym również traktuje książka Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy, masowa emigracja stała się okazją do pozyskania nowej wiedzy, zdobycia nowych doświadczeń. Do rozwoju świadomości społeczno-politycznej, która -- po powrocie z bieżeństwa -- zaowocowała powstaniem m.in. białoruskich ruchów narodowych, takich jak Беларуская Сялянска-Работніцкая Грамада (Białoruska Włościańsko-Robotnicza Hromada).
Oni wrócili jako inni ludzie. Gdyby tu siedzieli i nawet chodzili do szkół, nauczenie się tego wszystkiego zabrałoby im pewnie kilka pokoleń. To był dla tych ludzi ogromny skok mentalnościowy. Przywieźli zarówno praktyczne umiejętności, na przykład zdobienie domów, inna uprawa ziemi, jak i idee. [s. 320]
Innym z mniej oczywistych efektów bieżeństwa jest pojawiające się w części uchodźczych doświadczeń odrzucenie (instytucjonalnej formy) religii, alternatywnie popularyzowanie się wśród ludności uchodźcze j nowych ruchów / prądów religijnych. Powodem niekoniecznie jest to, co może przyjść do głowy jako pierwsze: bieżeńcy oderwani od tradycyjnych wspólnot lokalnych, poznający nowe zwyczaje i wierzenia, przekonują się do nich, porzucając dotychczasową wiarę. W historiach bieżeńskich mowa jest o duchowieństwie prawosławnym, które miało namawiać ludność do wyjazdu -- jednocześnie jednak uciekając z zagrożonych zawieruchą wojenną terenów znacznie szybciej, niż reszta ludności.
Postawa kleru. O tym spora część bieżeńców i ich potomków mówi jako o czynniku przesądzającym, że prawosławni pojechali a katolicy zostali. Posłuszna władzy cerkiewna hierarchia, zanim sama wyjechała, dając wiernym przykład, zachęcała do ucieczki. Po niedzielnym nabożeństwie batiuszkowie straszyli chłopów nadciągającym wrogiem i jego okrucieństwem. Może więc stąd częściowo bierze się to przekonanie, że Niemiec ma szczególnie znęcać się nad prawosławnymi? Ludność katolicka w kościołach miała słyszeć co innego. Katolicka hierarchia była przywiązana do polskości. Wybuch wojny rozbudził jeszcze nadzieję na odbudowę niepodległej Polski. Lud winien był zostać na miejscu, by te dążenia wspierać. [s. 63-64]
Duży stopień generalizacji (zarówno co do postaw kleru prawosławnego, jak i katolickiego), ale jeżeli taki obraz zachował się w ludzkiej pamięci, to trudno go sfalsyfikować bez mocnych dowodów.

Doświadczenie porzucenia wiernych przez duchownych prawosławnych spowodowało spadek znaczenia hierarchii prawosławnej. Efekt -- "pomodlimy się do Boga bez batiuszki" [s. 99 i nast.]
W rozmowach Kudryńskiego z bieżeńcami pojawia się niechęć do kleru. "Zakopiemy, pomodlimy się do Boga... bez batiuszki", "Chciałam raz zawołać... Ale jemu trzeba zapłacić. Matka mówi, by mimo to zawołać, a ojciec, że i tak będzie dobrze" - opowiadają o grzebaniu zmarłych. Mówią o ludziach, którym umarł synek Gdy przejeżdżali koło cerkwi, "żeby batiuszka nie zobaczył", siedli na trumienkę. W mijanych miasteczkach są zwykle i cerkwie, i kościoły, kler jednak wydaje się nie śpieszyć bieżeńcom z pomocą. Kudryński w obozie pod Rohaczowem widzi matkę przygotowującą pogrzeb syna, dziesięcioletniego Ignacego Drenzela z guberni łomżyńskiej, katolika. Trumna stoi na workach, by nie przewróciły jej biegające wokół świnie. Obok dzieci sadzą kwiatki. "Zaraz przyjdzie ksiądz?" - zagaduje. "Ksiądz? - kobieta patrzy zdziwiona. - A broń Boże! On za nic nie przyjdzie. Daj mu pieniądze, o wtedy przyjdzie". [s. 104]
Odrzucenie instytucjonalnej formy religijności to m.in. odrzucenie roli tych, którzy nie pomogli w godzinie próby, zostawiając swoje "owieczki" same na pastwę losu. Również odrzucenie korzystających z "przywileju sutanny" i wykorzystujących trudne położenie wiernych. Jak nieokreślony co do imienia i nazwiska batiuszka, który brał od bieżeńców po 3 ruble za pogrzeb -- a po poleceniu biskupa, aby grzebać zmarłych nieodpłatnie, miał stwierdzić, że "odbije sobie" na wpisach metrykalnych [s. 103].

Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy w moim odczuciu -- jako reportaż -- nie jest książką wybitną (mojego serduszka nie porwała), jednak główną jej wartość widzę w przywracaniu pamięci o zapomnianym wycinku polskiej historii. Na dodatek realizowanym z perspektywy, którą prof. Urszula Glensk nazwałaby historią słabych. Poznawczo jest to zatem lektura ciekawa i warta uwagi.

Zainteresowanych tematyką (oraz książką) odsyła do nagrania ze spotkania, które zorganizował nieoceniony Ośrodek „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w kawiarni Piosenka o porcelanie w Krasnogrudzie [4]. Spotkanie poprowadził współtwórca Ośrodka, Krzysztof Czyżewski -- tak że tym bardziej warto.


Przypisy:
[1] Choć oczywiście w "dalszym" znaczeniu polskie słowo "głodomór" oznacza także "ten, kto głoduje, kto przymiera głodem, kto jest głodzony". Jest to już jednak znaczenie dawne (archaizm). W Polsce nie zachowała się zbyt mocno pamięć o ukraińskim "Wielkim głodzie".
[2] Osobną kwestią, poruszoną jedynie pobocznie w Bieżeństwie 1915 jest kwestia nazewnictwa -- czy powinniśmy mówić o "zbiegach" / "bieżeńcach", czy raczej o "wygnańcach" (por. w szczególności s. 105-107).
"Bieżeństwo" pojawia się w dokumentach i oficjalnych wypowiedziach. Wykształcona, liberalna część społeczeństwa je kwestionuje. Michaił Konstantynowicz Lemke pisze w pamiętniku: "Bieżali-uciekali tylko bogacze, masy gnano przymusowo ze swoich ziem i pogorzelisk, gdzie zostawiali wszystko. Bieżeńcy przynieśli we wschodnią część Rosji kapitał, z którego żyli na nowym miejscu, wygnańcy dowlekli się z połową rodziny, resztę pogrzebawszy po drodze, z pustymi rękami, głodni, chorzy, nikomu niepotrzebni." [s. 105]
Z szerszego obrazu, zarysowanego przez Anetę Prymakę-Oniszk wynika jedna, że sytuacja była znacznie bardziej skomplikowana...
[3] Swietłana Aleksijewicz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" (tłum. Jerzy Czech), Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, s. 9.
[4] O działaniach Ośrodka "Pogranicze" pisałem we wrześniu2017 roku przy okazji lektury książki Podręcznik dialogu. Zaufanie i tożsamość. Polecam ten wpis, tę książkę oraz to miejsce Waszej czułej uwadze.

Książka:
Aneta Prymaka-Oniszk: Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017. ISBN: 978-83-8049-456-5.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej