Historia słabych. Reportaż i życie w Dwudziestoleciu (1918-1939)
O nich wszystkich -- a w zasadzie o pamięć ich historii, która zawsze toczyła się gdzieś obok -- upomniała się prof. Urszula Glensk.
Co do książki -- wszystko zaczęło się w styczniu, kiedy w Światopodglądzie u Agnieszki Lichnerowicz gościła prof. Glensk, autorka "Historii słabych". Zachęcam do odsłuchania podcastu tej audycji; zaręczam, że książka dzięki niemu nic nie traci, a w zasadzie wręcz przeciwnie -- jeszcze bardziej chce się po nią sięgnąć. Chwila szperania po internetach, tradycyjne googlanie autorki, szukanie spisu treści i tym podobne zabawy -- i książka wylądowała w moich rękach czekając na swoją kolej.
Kobiety z Europy Środkowo-Wschodniej, przede wszystkim Żydówki, podstępnie wywożono od końca XIX wieku z Rosji (głównie ze sztetli z zachodnich kresów imperium), z Austro-Węgier (z Galicji) i z Rumunii (m.in. z okolic ubogiej Bukowiny). O rozpoznawalności tego procederu świadczy argentyński uzus językowy, w którym nazwy własne prostytutki i Żydówki, czyli polacca, ewentualnie polaca, były synonimiczne. Na Kubie Żydówki także współcześnie są tak nazywane. (...) Yarfitz podaje przykłady gangsterskiego języka korzystającego z leksyki jidysz, którym posługiwali się alfonsi w przesyłanych za ocean listach. Prostytutki żydowskie nazywane były schmates (szmaty), a chrześcijańskie treifene (niekoszerne). (...) z pozorowanych ślubów rytualnych, żydowski termin stille chuppak, cichy ślub, także wszedł do słownictwa używanego w Argentynie. [s. 105]
Bez przesady można powiedzieć, że praca U.Glensk to kopalnia bardzo przystępnie podanej wiedzy na temat okresu II RP, głównie w aspektach społeczno-prawno-obyczajowych (sytuacja faktyczna i prawna kobiet oraz dzieci, mniejszości żydowskiej, grup społecznie wykluczonych na przykładzie prostytutek i bezdomnych, przekrój ówczesnej myśli politycznej w zakresie polityki rodzinnej i edukacyjnej). Ze względu na swoją przekrojowość, stopień / szczegółowość opracowania zagadnień, jak również bogatą bazę źródłową, Historia słabych. Reportaż i życie w Dwudziestoleciu (1918-1939)
to pozycja, którą dobrze mieć na półce w kontekście dwudziestolecia
międzywojennego w Polsce. U mnie stanęła obok innej, wyśmienitej pracy
związanej z tym okresem: Fotografia i propaganda. Polski fotoreportaż prasowy w dwudziestoleciu międzywojennym Marcina Krzanickiego.
Samo słowo cortigiane (kurtyzana) było żeńskim odpowiednikiem cortigiani (dworzanin), co pokazuje, jaki był podział władzy i rodzaj możliwych zajęć przynoszących niezależny dochód. (...) W roku 1416 władze Wenecji próbowały urzędowo wymusić oznaczanie kobiet zarabiających ciałem. Nakazano wówczas prostytutkom, a także ich sutenerom noszenie żółtej szarfy. W ten sposób ludzie, utrzymujący się z usług seksualnych, mieli dołączyć do społeczności wydziedziczonej z przywilejów miasta, podobnie jak żydowscy mieszkańcy musieli obowiązkowo zakładać żółte symbole identyfikacji. (...) W Polsce międzywojennej semantyzacja poprzez ubiór była potrzebna choćby z tego powodu, że prostytucja nie ograniczała się do wydzielonych kwartałów miasta. W porządkach urbanistycznych, gdzie taki podział istniał, już sam fakt pokazywania się samotnych kobiet w "zakazanych" dzielnicach był znakiem rozpoznawczym. Polskie "ulicznice" stały w różnych miejscach, więc chciały być łatwo dostrzegalne. [s. 158-159]
Olbrzymią zaletą książki jest to, że autorka -- co jest niestety moim zdaniem częstą "przypadłością" polskich naukowych opracowań historycznych -- nie ograniczyła się do faktografii. Tym bardziej, że praca została oparta na bardzo wdzięcznym materiale, jakim był rodzący się wówczas gatunek reportażu (swoją drogą: początek książki to opis genezy i losów tego gatunku literackiego).
Skoro jednak istniała wyraźna zależność między pozamałżeńskim urodzeniem a zagrożeniem porzucenia oraz zmniejszeniem szansy na przeżycie, to należy szukać wyjaśnienia w sposobie traktowania nieślubnych dzieci, w formach włączania ich w ramy struktur społecznych, bądź w obowiązujących formach wykluczenia. Decydujący wpływ na traktowanie nieślubnych dzieci miał system kodyfikacji odmienny w różnych dzielnicach pozaborczych. Na najlepszą opiekę prawną mogły liczyć matki w dawnym zaborze pruskim, gdzie równocześnie dość liberalnie traktowano nieślubne potomstwo. Relatywnie przychylna kodyfikacja łagodziła społeczną niechęć, która była wyraźnie silniejsza w innych regionach. Alimenty zasądzały sądy opiekuńcze, a uchylanie się ojców przed ich płaceniem było trudne albo wręcz niemożliwe. (...) Tymczasem w Kongresówce obowiązywał kodeks cywilny Królestwa Polskiego ustanowiony w 1825 roku z fatalnym artykułem 305 brzmiącym stanowczo: "poszukiwanie ojcostwa jest zabronione". Dziecku nieślubnemu nie wolno było nosić nazwiska ojca, zakazane było także roszczenie jakichkolwiek praw majątkowych. Mimo, że od roku 1913 dopuszczano możliwość ubiegania się o alimenty, to jednak sądy nadal brały pod uwagę argument exceptio plurium concumbentium, czyli zarzut współżycia matki dziecka z wieloma mężczyznami, który w praktyce blokował sądowe ustalenie ojcostwa. Michał Orzęcki w artykule Rodzina dziecka nieślubnego komentuje, że na takich rozprawach w sądach grodzkich chętnie pojawiają się "znajomkowie ojca", którzy zeznają, że kobieta "prowadziła się nienormalnie" i dlatego nie wiadomo, czyje jest dziecko. [s. 276-277]
Na sam koniec jeden z fragmentów pracy prof. Glensk, z którym warto byłoby podjąć polemikę. Na str. 73 został zamieszczone porównanie "siły rażenia" cenzury represyjnej w stosunku do cenzury prewencyjnej.
W międzywojniu działała natomiast łagodniejsza - wbrew złowrogiej nazwie - cenzura represyjna, posługująca się prawem do konfiskaty w przypadku publikacji treści niezgodnych z prawem. [s. 73]
Warto jednak zauważyć, że mechanizm cenzury represyjnej może prowadzić do samoistnego wystąpienia autocenzury (ze względu na odpowiedzialność karną czy finansową), która de facto staje się cenzurą prewencyjną. Mechanizm działania cenzury w okresie II Rzeczpospolitej ciekawie opisał Marcin Krzanicki w książce Fotografia i propaganda. Polski fotoreportaż prasowy w dwudziestoleciu międzywojennym, o której już wcześniej wspomniałem. Dodam jednak jeszcze jeden smaczek z książki prof. Glensk, który znajduje się pod cytowanym wyżej fragmentem
We wznawianym po konfiskacie numerze sporne materiały zastępowano czasem fragmentami Biblii, co było dla czytelników rozpoznawalnym znakiem interwencji. [s. 73]
Polecę jeszcze P.T. Czytelnikom i Czytelniczkom ciekawą pozycję, na którą wpadłem dzięki "Historii słabych" (Kazimiera Bujwidowa, Czy kobieta powinna mieć te same prawa co mężczyzna?, Kraków 1909 r.) -- i zmykam.
Tym oto sposobem nadrabianie "zaległych" wpisów na blogu mogę uznać za zakończone.
Książka:
Urszula Glensk, Historia słabych. Reportaż i życie w Dwudziestoleciu (1918-1939), wydawnictwo Universitas, Warszawa 2014. ISBN: 97883-242-2643-6.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zostaw słowo swoje.