Arab strzela, Żyd się cieszy

Jeżeli komuś zdarzy się sięgnąć po "Podpalić Gazę" Ewy Jasiewicz i konieczne będzie podanie odtrutki (bo sam/-a z jakichś względów oczyścić organizmu nie będzie w stanie)  -- z czystym sumieniem mogę polecić "Arab strzela, Żyd się cieszy" Pawła Smoleńskiego.

Każde z 18 opowiadań składających się na reportaż ma co najmniej dwie wspólne cechy -- tytuł jest nazwą miasta / miejscowości, której dotyczy rozmowa, każda część ma również swojego "bohatera", który za pośrednictwem Pawła Smoleńskiego oprowadza czytelnika po Izraelu widzianym jego oczami.

Świat przedstawiony przez autora jest widziany ze specyficznej perspektywy -- jego rozmówcami (a zarazem bohaterami jego książki) są Arabowie, obywatele Izraela. Ludzie na pograniczu, rozerwani między światem wspomnień a próbą znalezienia swojego miejsca w swoim państwie.

- Gdy ktoś krzyczy "zniszczyć Gazę", czuję złość. Gdy słyszę "zniszczyć Izrael", też jestem zły. Nie rozumiem tych moich uczuć, zdaje mi się, że jestem znikąd. To dziwne, bo w Izraelu nie jestem obcy, ale do końca nie jestem u siebie. Jadę do Europy i czuję, że jestem obcy, ale jakoś na swoim. [s. 120]

W przeciwieństwie do książki Ewy Jasiewicz "Arab strzela, Żyd się cieszy" nie jest książką jednowymiarową, nie indoktrynuje. Paweł Smoleński odsuwa się w cień, jedynie prowadząc czytelnika od miasta do miasta, gdzie głos w zasadzie w pełni oddaje swoim rozmówcom. Bohaterowie są pełni wątpliwości, pokazują świat pełen odcieni, sprzeczności i niezrozumiałej sytuacji, z której nikt nie potrafi już znaleźć dobrego wyjścia.

- Widzę - odpowie - Araba, dziecko uchodźców we własnym kraju, który jest państwem żydowskim, a więc nie moim, choć przecież jest bardziej moje, niż się komukolwiek wydaje. Widzę też chrześcijanina, czyli takiego Araba-nie-Araba, Araba gorszej próby, przynajmniej dla wielu muzułmanów. Jestem w Paryżu albo w Londynie i wtedy oglądam Izraelczyka; w Europie nie lubią mojego izraelskiego paszportu. I tak mi się zdaje, że gdzie nie pójdę, będę należeć do mniejszości, która ma lekko w plecy. [s. 156]
Powiedzieć, że [Izrael] dzieli się na żydowską większość i arabską mniejszość, to nie powiedzieć nic [s. 158].

- Modlę się, żeby na drogowym patrolu, który może mnie zatrzymać dla jakiejś idiotycznej kontroli, nie było żadnego Araba. Na Ben Gurionie modlę się, żeby pogranicznikiem nie był Arab; widziałem, jak jakiś druz po chamsku obszedł się z arabską kobietą, która mogłaby być jego babcią. Gdy idę na policję po jakieś zaświadczenia. zaciskam kciuki, by moją sprawę załatwiał Żyd, bo Arab dopiero da mi popalić, pokaże swoją władzę.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Coś się z nami stało w tym Izraelu. [s. 113]

Tak zupełnie na koniec. O książce można pewnie napisać dużo, ale im więcej próbuję napisać, tym większe mam przeczucie, że nie warto. Przedstawione w książce historie bronią się same. Szkoda czasu na dodawanie czegoś więcej.

Fahdi poprosił o przerwę w rozprawie, zapytał młodziaków i dał sędziemu odpowiedź: rzucali kamieniami, bo wcześniej oglądali w izraelskiej telewizji film o powstaniu w getcie warszawskim. [s. 67]

ps. Książkę wydaną zaledwie rok temu kupiłem zupełnie przypadkiem, za grosze... w Realu. Od tego dnia polecam rozglądanie się po supermarketach za książkami ;-)

Przeczytaj również:

Książka:
Paweł Smoleński, Arab strzela, Żyd się cieszy, wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2012, ISBN 978-83-7799-006-3.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej