Nie tylko Palestyna. Polskie plany emigracyjne wobec Żydów 1935-1939

Nie wiem, czy to będzie dobre ujęcie i zagajenie tematu, ale po książce Michała Trębacza Izrael Lichtenstein. Biografia żydowskiego socjalisty poszedłem po linii rodzinnej, sięgając po książkę jego Szanownej Małżonki, Zofii Trębacz Nie tylko Palestyna. Polskie plany emigracyjne wobec Żydów 1935-1939, wydanej przez Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringenbluma. Muszę przyznać, że byłem jej niesamowicie ciekawy -- Zofia Trębacz poruszyła bowiem temat, który (tak na moje oko laika) w kontekście historii dwudziestolecia międzywojennego w Polsce, ale również w kontekście historii polskich Żydów, jest rzadko poruszany (co najwyżej ograniczając się do słynnego hasła Żydzi na Madagaskar [1]). Ze wszystkich branych pod uwagę kierunków emigracji miejsce to stało się najpopularniejsze, gdyż -- jak zaznacza autorka -- "wydaje się (...), że działania, jakie podjęto w celu zorganizowania osadnictwa polskich czy też, szerzej, europejskich Żydów właśnie w tej części świata, nie były tak zaawansowane w żadnym innym przypadku, a społeczność międzynarodowa nie zaangażowała się tak mocno w żaden inny projekt". [s. 195]

W samym tytule jednak Zofia Trębacz odwołała się do innego kierunku emigracyjnego, Palestyny -- czyli miejsca, które (jeżeli można tak rzecz ująć) było preferowaną destynacją dla chcących emigrować z Polski Żydów. Warto przy tym zaznaczyć, że autorka -- w kontekście stanowiska środowisk żydowskich -- celowo pominęła / nie przytaczała wypowiedzi działaczy syjonistycznych czy rewizjonistycznych, chciała bowiem pokazać optykę tych, którzy zostali "zmuszeni do rozważenia opuszczenia II RP". [s. 328]

Zarówno sam temat, jak i poświęcona jemu książka, daleko bardziej wykraczają poza Palestynę czy Madagaskar -- tę osławioną wyspę w zachodniej części Oceanu Indyjskiego, u południowo-wschodnich wybrzeży Afryki. Zofia Trębacz wykorzystuje kwestię emigracji żydowskiej do omówienia szerszego tła społeczno-polityczno-gospodarczego okresu międzywojennego, który -- jak wielokrotnie pisałem już na tym blogu -- bardzo odstaje od potocznego wyobrażenia o tym okresie w historii Polski.

Rosło bezrobocie, a władze nie dysponowały wystarczającymi środkami finansowymi na przeprowadzenie daleko idącej modernizacji kraju. Narastające problemy gospodarcze oraz konflikty społeczne i narodowościowe zmuszały do szukania nowych, choćby nawet wadliwych i nietrwałych rozwiązań. Jednym z nich miał stać się rządowy program emigracyjno-kolonialny, a jednym z jego elementów - opuszczenie Drugiej Rzeczypospolitej przez obywateli żydowskich. (...) Założeniem stała się repolonizacja miast - bezrolni chłopi mieli znaleźć pracę w miastach w handlu i rzemiośle, na stanowiskach zwalnianych przez emigrujących Żydów. [s. 201]

Szerokim kontekstem zagadnienia niech będzie również to, że w zasadzie wszystkie legalnie działające stronnictwa polityczne w Polsce -- jawnie lub mniej jawnie -- zgadzały się z koniecznością emigracji Żydów z Polski. Dostrzegały w tym szansę na uniknięcie coraz silniejszych konfrontacji, które przybierały na sile wraz z rosnącym w Polsce antysemityzmem. Sprawa ta łączyła "jak żaden inny punkt w tzw. kwestii żydowskiej" [s. 274]. Jak stwierdziła Anna Landau-Czajka (a jej słowa przytaczam za Zofią Trębacz) "nawet przeciwnicy walki z Żydami przyznawali, że wyjście takie byłoby dla wszystkich stron optymalne" [s. 281]. Negatywny stosunek do emigracji Żydów z Polski można było znaleźć jedynie w pewnej części środowisk lewicowych, co -- jak się zapewne łatwo domyślić -- stanowiło odsetek odsetka.

Niemałą zasługę w zaostrzaniu sytuacji miała również część środowisk katolickich (i to najpewniej niemała), które antysemickie metody dyskryminacji Żydów (bojkot ekonomiczny, numerus clausus, stosowanie tzw. paragrafu aryjskiego, izolacji społecznej i  towarzyskiej czy postulat pozbawiania Żydów praw obywatelskich) na łamach katolickich pism "Pro Christo" oraz "Małego Dziennika" określały jako "zgodne z 'naturalną sprawiedliwością', 'dobrze rozumianą miłością chrześcijańską', sposób rozwiązania tzw. kwestii żydowskiej za "kulturalny", "bez uprzedzeń" oraz "daleki od metod hitlerowskich" [s. 320].

Przy tym dość długo, bo aż do połowy lat 30. XX wieku "(...) rząd polski nie przejawiał poważniejszego zainteresowania problematyką kolonialną czy, szerzej, emigracyjno-kolonialną." [s. 51] Przyczynami stojącymi za zmianą podejścia polskich władz miały być nie tylko zmiany wewnętrzne w Polsce (m.in. śmierć Józefa Piłsudskiego i zmiana kierunków polityki wewnętrznej i zagranicznej), ale również wzmacniające się tendencje rewizjonistyczne na świecie (m.in. roszczenia terytorialne Niemiec, Japonii czy Włoch). Polska liczyła na to, że zasiądzie przy stole do rozmów ze światowymi mocarstwami i przedstawi swoje postulaty.

W książce odkłamane zostaje twierdzenie, które mogło towarzyszyć niektórym rozważaniom dotyczącym emigracji żydowskiej z tego okresu -- nie chodziło bowiem (m.in. w pomysłach dotyczących Madagaskaru) o samo wyeksportowanie ludności żydowskiej w Polski. Sprawę tę jednak dość skwapliwie starały się wykorzystać antysemicko nastawione środowiska polityczne, które widziały w tym sposób na rozwiązanie definiowanego przez siebie "problemu żydowskiego". Żeby nie napisać wprost o ich pomysłach na "odżydzanie Polski", bo i taką nomenklaturę środowiska polskiej skrajnej prawicy lubiły stosować. Językiem bowiem nie ustępowały ideologicznym pobratymcom zza zachodniej granicy.

Otóż trzeba zdać sobie sprawę, że niewątpliwie usunięcie Żydów będzie wstrząsem takim samym, jak przecięcie wrzodu i usunięcie z organizmu ludzkiego gnijącej ropy. [...] Wyginięcie pluskiew i innych podobnych owadów byłoby również pewnym wstrząsem dla życia gospodarczego, bo przecież w krótkim czasie zbankrutowałyby wszystkie fabryki wyrabiające środki przeciwko tym szanowanym owadom. Ale czyż z tego można wyprowadzić wniosek, że nie należy tępić pluskiew?" (fragment pochodzi z tekstu: J.K., "Bez Żydów", "ABC: Nowiny Codzienne", 09.10.1936, nr 290, s. 1; cytat ze s. 295).

Zresztą -- problemy gospodarcze problemami gospodarczymi, ale przecież polskie środowiska narodowe nie mogły pozwolić na to, żeby przy okazji ucierpiał na tym "zdrowy korzeń narodu polskiego". Dlatego m.in. "[...] Obóz Zjednoczenia Narodowego kategorycznie przeciwstawiał się marnowaniu etnicznie polskiego elementu ludnościowego przez dopuszczenie wolnej emigracji do krajów, w których ulega on wynarodowieniu, a nawet prześladowaniu" [s. 78]. Najlepiej świadczy to o tym, że dla części środowisk w międzywojennej Polsce faktyczny kryzys społeczny i gospodarczy (przeludnienie wsi, bieda i bezrobocie -- co również eufemistycznie nazywano "wadliwą strukturą społeczno-zawodową") był jedynie wygodnym pretekstem do pozbycia się Żydów.

Zgodność polskich środowisk nacjonalistycznych z polityką III Rzeszy Niemieckiej, wyrażająca się w sformułowaniu "odżydzanie" tak, stosowane metody niekoniecznie -- była, jak się okazuje, dość popularnym sposobem myślenia z tego okresu, o czym przekonać się można m.in. czytając opisywaną tutaj niedawno książkę Sönke Neitzela i Haralda Welzera Żołnierze. Protokoły walk, zabijania i umierania. Ciekawym dla mnie było jednak to, że część środowisk nacjonalistycznych, kiedy tylko poczuły możliwość ziszczenia się polskiej polityki mocarstwowo-kolonialnej, nie do końca przychylnie potrafiło patrzeć na zajmowanie potencjalnej, polskiej kolonii przez Żydów.

Dla części środowisk nacjonalistycznych emigracja Żydów to było jednak za mało. Bo przecież Żydzi, jeżeli tylko wyemigrują w jedno miejsce i stworzą tam swoje państwo, zyskają tym samym silniejszą pozycję międzynarodową -- oraz narzędzie nacisku na inne kraje, wykorzystując pozostałą na ich terenie diasporę. Dlatego też w "Myśli Narodowej" (1937 r.) przestrzegano przed wzrostem "wielkomocarstwowych aspiracji żydostwa światowego", które nawet po uzyskaniu swojej państwowości nie przestałoby wtrącać się w sprawy krajów, w których pozostała żydowska diaspora [s. 283]. Poza emigracją środowiska nacjonalistyczne postulowały uszczuplenie stanu posiadania i wprowadzenie ograniczeń prawnych dla Żydów z diaspory (brzmi znajomo, prawda?). Podobne podejście można było znaleźć w prasie katolickiej, w dużej części zgodnej co do poglądów i treści z prasą "narodowców". Ks. Ignacy Charszewski w "Przeglądzie Katolickim" określając Żydów jako 'spasożyciałe plemię' pisał jednocześnie, że "samą ideę państwa żydowskiego uważa za głęboko niewłaściwą, ponieważ powstałoby w ten sposób centrum światowego panjudaizmu." [s. 313]. Kręgi katolickie od narodowych miał odróżniać stosunek do utworzenia państwa żydowskiego w Palestynie [s. 314]. W dużym skrócie: narodowcy nie mieli nic przeciwko, katolikom nie pasowało zaś zajęcie przez Żydów ziemi związanej z życiem i działalnością Jezusa Chrystusa.

Jest w tym coś naprawdę ciekawego, że sprawą pozyskania terenów kolonialnych dla Polski (a jednocześnie zaś sprawą usunięcia polskich Żydów, które sprytnie powiązano) rząd polski zajmował się bardzo aktywnie aż do przedednia II wojny światowej (bo że w kwietniu 1937 r. Narodowa Demokracja wyciągała wnioski na temat zagrożenia ze strony mniejszości żydowskiej w Polsce, zamiast ze strony III Rzeszy Niemieckiej i ZSRS, to mnie szczególnie nie dziwi).

Niemal równo trzy lata przed atakiem nazistowskich Niemiec na Polskę, 19 września 1936 r. Józef Beck przemawiał przed Komisją Mandatową Ligi Narodów, gdzie "(...) zwrócił się do społeczności międzynarodowej z apelem o pomoc w zorganizowaniu emigracji 'nadwyżki ludności zamieszkującej Polskę', m.in. Żydów. Wysunął także postulat uzyskania dostępu do kolonii". Ale i przez kolejne lata -- aż do miesięcy późnoletnich 1939 r. -- trwały usilne analizy i plany dotyczące możliwości pozyskania przez Polskę zamorskich kolonii.

I, co zauważa celnie autorka, doświadczenie II wojny światowej i Holocaustu całkowicie zmieniło kontekst postrzegania tematu polskich planów emigracyjnych jako całości

Współczesna świadomość jest inna niż ta międzywojenna, to oczywiste, przede wszystkim bogatsza o nowe - tragiczne - doświadczenia. Trudno jest stawiać znaki zapytania, które tak łatwo mogą przerodzić się w oskarżenia. [s. 48]

Czy po 1939 r. Wiktor Drymmer mógł napisać w swoich wspomnieniach z 1968 r. coś innego, niż pisał -- tłumacząc część podejmowanych w latach 30. decyzji i odżegnując się przy tym od oskarżeń o "próbę ewakuacji Żydów z Polski"? Nie wydaje mi się. Kryje się jednak w tej całej polsko-mocarstwowo-kolonialnej historii i jej "żydowskim kontekście" swego rodzaju ostrzeżenie. Bo jak inaczej można podejść do słów Adama Romera z Przeglądu Katolickiego, który w drugiej połowie kwietnia 1938 r. pisał:

"Jesteśmy [...] głęboko przekonani, że pod tym szczególnie względem cierpliwość narodów się wyczerpała i że ten element żydowski doczeka się przymusowej likwidacji w drodze deportacji." [2; s. 319] .

Miał przecież jedynie na myśli plany emigracji Żydów, prawda?

Źródła

[1] Chciałem podrzucić linkę do tego hasła na polskojęzycznej stronie Wikipedii, ale jest tak fatalnie napisane, że mi się odechciało. Polska Wikipedia w ogóle już od dawna mnie nie kręci.

[2] Adam Romer, Zaostrzenie sprawy żydowskiej, Przegląd Katolicki, 17.04.1938, nr 16, s. 249

Książka

Zofia Trębacz, Nie tylko Palestyna. Polskie plany emigracyjne wobec Żydów 1935-1939, Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringenbluma, Warszawa 2018. ISBN: 978-83-65254-85-6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej