Przeciw demokracji. Idee polityczne XX wieku w Europie
Zacznę od początku, czyli od tytułu. Tytuł polskiego wydania -- z całym szacunkiem dla tłumacza, któremu przecież językowo nawet do pięt nie dorastam (a i nie wiem ile miał na to wpływu) -- w moim odczuciu może wypaczać sens
publikacji dla tych, którzy dopiero planują po nią sięgnąć. W oryginale książka dostała tytuł Contesting Democracy (...), co przetłumaczyłbym najbardziej łopatologicznie jako "kontestowanie demokracji", "spieranie się z demokracją" -- lub w podobny, ale bardziej finezyjny sposób. "Przeciw demokracji" kojarzy się z oporem wobec niej, tworzeniem alternatywnej wobec demokracji formy rządów -- gdy tymczasem najczęściej chodziło o alternację zasad, a nawet o jeszcze lepszą realizację idei demokracji (w oczach tych, którzy daną ideę wcielali w życie).
(...) w bardzo specyficznym znaczeniu tego słowa, XX wiek - po I wojnie światowej - był stuleciem demokracji. (...) nawet polityczne eksperymenty bardzo ostro odcinające się od demokracji liberalnej - z jednej strony realny socjalizm i komunistyczne społeczeństwo przyszłości jakie obiecywał, z drugiej faszyzm - odwoływały się do pewnych demokratycznych wartości. Czasem nawet twierdziły, że to właśnie one reprezentują prawdziwą demokrację. [s. 10]
Książka, wydana siedem lat temu (polskie tłumaczenie ma zaledwie dwa lata) trafiła w ten czas, kiedy nie wystarczą już wyświechtane słowa Winstona Churchilla z Izby Gmin, o ile kiedykolwiek w ogóle wystarczały.
Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu. [1]
Demokracja to stan ciągłego sporu, czego ostatnio -- wydawałoby się -- doświadczamy silniej (tak, wiem -- pułapka krótkiej pamięci vs długie trwanie Fernanda Braudela, z innej zaś strony okcydentalne myślenie temporalne, o którym dużo pisał Kacper Pobłocki w książce Kapitalizm. Historii krótkiego trwania). Jak z kolei wspomniał sam Jan-Werner Müller (...) i faszyzm, i komunizm obiecywały pełną realizację wartości powszechnie kojarzonych z demokracją. [s. 11]
(...) w tej książce skupię się na figurach działających w (...) obszarze "pomiędzy" : politykach-filozofach, prawnikach konstytucyjnych, ciekawych (i na pierwszy rzut oka dość schizofrenicznych) przypadkach "biurokratów z wizją", teretykach bliskich partiom i ruchom społecznym oraz na grupie, którą Friedrich von Hayek raz nazwał "zawodowymi sprzedawcami używanych idei". [s. 9]
Na omawianie poszczególnych wątków, postaci i zagadnień nie wystarczyłoby mi ani czasu, ani chęci. Szerzej omawiane są m.in. poglądy Maxa Webera [s. 59-60], jest też kilkustronicowy opis życia i działania filozofów maksistowskich, m.in. György'a Lukácsa [s. 96-105] czy Ernsta Blocha [s. 105-109]. Jest też i Georges Sorel, który inspirował Mussoliniego [s. 130] oraz Emmanuel Mounier z jego próbami pogodzenia wartości katolickich i socjalistycznych [s. 186]. Autor płynnie przechodzi od nazwiska do nazwiska.
Szczególne miejsce w moim serduszku zajęli zaś włoscy futuryści (tu Filippo Tommaso Marinetti), o których jakoś dotychczas nie miałem okazji poczytać. Futuryzm, jak możemy przeczytać, chciał całościowo, na nowo urządzić ludzkie życie, od polityki do prostych spraw takich jak gotowanie (odrzucenie jedzenia makaronu i sięgnięcie po sardynki z ananasem) [s. 141]
Chcemy sławić wojnę - jedyną higienę świata - militaryzm, patriotyzm, gest niszczycielski anarchistów, piękne idee, za które się umiera, oraz pogardę dla kobiet. [...] Chcemy zburzyć muzea, biblioteki, akademie wszystkich rodzajów, chcemy zwalczyć moralizm, feminizm i wszelką oportunistyczną lub utylitarną podłość. [2] [s. 140]
Zapewne P.T. Czytelnik / Czytelniczka może się w tym miejscu zastanawiać, co to wszystko mogłoby mieć wspólnego z demokracją. Być może jest tak dlatego, że demokrację większość z czytających poznała (na szczęście) jedynie w jej liberalnej odsłonie -- o ile w ogóle jakakolwiek inna jest możliwa. Tak, chodzi o tę samą, której koniec niedawno ogłaszał dobry kompan Władimira Putina, Viktor Orbán.
- Zastępujemy rozbitą liberalną demokrację XXI-wieczną chrześcijańską demokracją, która gwarantuje wolności osobiste i bezpieczeństwo - powiedział premier Węgier. [3]
Tymczasem jeszcze niecałe 100 lat temu różni ludzie używali "demokratycznego wytrycha", żeby uzasadniać projekty polityczne, które -- z dzisiejszej perspektywy -- ze znaną przez nas demokracją (lub bardziej jej teoretycznym konstruktem) mają niewiele wspólnego.
Gentile pisał, że faszyzm jest najbardziej autentyczną formą demokracji. Przekonywał, że to "prawdziwa demokracja, gdzie wola kilku osób, a nawet jednej, przejawia się w woli mas". Carl Schmitt, który stał się "koronnym jurystą III Rzeszy", po dołączeniu do partii w 1933 roku przekonywał, że demokracja niekoniecznie musi wiązać się z polityczną reprezentacją. Prawdziwa demokracja opiera się na wspólnej tożsamości łączącej rządzących i rządzonych. Z tego wyprowadził dalej wniosek, że wola powszechna może skupić się w jednej osobie - dlatego też dyktatura taka jak Mussoliniego może być o wiele bardziej wiarygodnym wyrazem demokracji niż rządy parlamentarne. [s. 162]
W to miejsce wkracza zaś ciekawe, choć raczej nieobecne w polskiej debacie publicznej pojęcie demokracji obronnej [4] (militant democracy), której częścią stały się powstające w powojennej Europie sądy konstytucyjne (nazwane przez autora jedną z najważniejszych innowacji w XX-wiecznej Europie [s. 202]). Tak, chodzi o ten sam konstrukt sądu konstytucyjnego, o który było jeszcze do niedawna w Polsce aż tyle hałasu -- aż przyszła Szanowna Małżonka TW "Wolfganga", Julia Przyłębska, i wymiotła po linii.
Jeden kraj w powojennej Europie okazał się szczególnie gotowy, by zwalczać ogień ogniem: Republika Federalna Niemiec. Niemiecki sąd konstytucyjny sięgnął po koncepcję demokracji obronnej, gdy w latach 50. zdelegalizował qasi-nazistowską Socjalistyczną Partię Rzeszy i partię komunistyczną; posłużyła ona także do usprawiedliwienia drakońskich środków podjętych przeciwko osobom podejrzanym o związki z terroryzmem w latach 70. [s. 203]
Zasada ograniczania przełożyła się na osłabienie parlamentów, zwłaszcza odebrania im prawa do delegowania swojej suwerenności. Wierzono, że dzięki temu uchroni się zachodnie demokracje przed samobójstwem, jakie popełniły Republika Weimarska w Niemczech i III Republika we Francji: liczono, że nigdy więcej żadne zgromadzenie ustawodawcze nie abdykuje przed Hitlerem czy Pétainem. [s. 204]
Osłabienie parlamentów -- analogicznie do osłabienia rad gmin -- spowodowało wzmocnienie władzy wykonawczej [s. 206] (zasada zachowania energii i prawo zachowania masy w jednym). Co istotne, podobną genezę przypisuje autor przekazywaniu uprawnień instytucjom Wspólnot Europejskich, czyli poprzedniczkom dzisiejszej Unii Europejskiej. Także wyraźnie widać, że wszelkie obecne konflikty wobec struktury władzy w Polsce można przy takim podejściu (w dużym uproszczeniu) sprowadzić do realizacji jednego konceptu.
Wyroki z 1963 i 1964 roku potwierdziły, że prawo Wspólnot Europejskich stoi ponad prawem krajów członkowskich i ma w nich bezpośredni efekt: obywatele tych krajów mogą się na nie powoływać przed sądami krajowymi, które mają obowiązek je stosować, nawet wbrew polityce swoich rządów. [s. 206]
Na koniec zaś: po rozważania dotyczące istoty demokracji (w polskim kontekście) warto sięgnąć także do pracy Darii Nałęcz Sen o władzy. Inteligencja wobec niepodległości, którą także opisywałem swego czasu na tym blogu.
![]() |
Setna książka opisana na blogu :-) |
Przypisy:
[1] Słowa W.Churchilla w szerszym kontekście brzmiały: Many forms of Government have been tried and will be tried in this world of sin and woe. No one pretends that democracy is perfect or all-wise. Indeed, it has been said that democracy is the worst form of government except all those other forms that have been tried from time to time.
[2] Fragment Manifestu futurystów F.T. Marinettiego z 1909 r.
[3] Michał Wilgocki: Orbán ogłasza koniec ery liberalnej demokracji. I zapowiada, że chce rządzić do 2030 r., 10 maja 2018 [wyborcza.pl]
[4] Po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła "demokracja obronna" pokazuje się przede wszystkim krótka, zaledwie pięciostronicowa praca dr Michała Urbańczyka Koncepcja „demokracji obronnej” a działalność organizacji skrajnych z Zakładu Historii Doktryn Polityczno-Prawnych i Filozofii WPiA UAM. Co znamienne, we wskazanej w opracowaniu liście pięciu wybranych lektur nie ma ani jednej pracy napisanej w języku polskim. Temat obronności nieśmiało pojawiał się przy pojawiającej się tu i ówdzie grafice ilustrującej paradoks tolerancji Karla Poppera z 1945 r., ale nigdy jakoś szczególnie się u nas nie zadomowił.
[2] Fragment Manifestu futurystów F.T. Marinettiego z 1909 r.
[3] Michał Wilgocki: Orbán ogłasza koniec ery liberalnej demokracji. I zapowiada, że chce rządzić do 2030 r., 10 maja 2018 [wyborcza.pl]
[4] Po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła "demokracja obronna" pokazuje się przede wszystkim krótka, zaledwie pięciostronicowa praca dr Michała Urbańczyka Koncepcja „demokracji obronnej” a działalność organizacji skrajnych z Zakładu Historii Doktryn Polityczno-Prawnych i Filozofii WPiA UAM. Co znamienne, we wskazanej w opracowaniu liście pięciu wybranych lektur nie ma ani jednej pracy napisanej w języku polskim. Temat obronności nieśmiało pojawiał się przy pojawiającej się tu i ówdzie grafice ilustrującej paradoks tolerancji Karla Poppera z 1945 r., ale nigdy jakoś szczególnie się u nas nie zadomowił.
Książka:
Jan-Werner Müller: Przeciw demokracji. Idee polityczne XX wieku w Europie (Contesting Democracy: Political Ideas in Twentieth Century Europe), tłumaczenie Jakub Majmurek, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zostaw słowo swoje.