W stronę Xenopolis

Moja przygoda z myślą Krzysztofa Czyżewskiego zaczęła się kilka lat temu, kiedy od M. dostałem przywiezioną z Sejn / Krasnogrudy -- po jej powrocie z ośrodka  „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” -- książkę Podręcznik dialogu. Zaufanie i tożsamość (mam w tej książce cudowną dedykację od M., do której lubię wracać -- i która sprawiła, że ten egzemplarz Podręcznika dialogu pozostanie już ze mną na zawsze). Pamiętam do tej pory, jakie wrażenie zrobiła na mnie dojrzałość refleksji zawartych w tej publikacji -- tak odmienna od tego, co otaczało mnie wówczas na co dzień.

Chyba najtrafniej postać Krzysztofa Czyżewskiego opisał Przemysław Czapliński w Poruszonej mapie

Wykaz osiągnięć Czyżewskiego (ur. 1958) - nakazujący podejrzewać, że pojedyncza osoba o takim nazwisku nie istnieje, a jeśli istnieje, to pracuje nawet wtedy, gdy śpi - nawet w ujęciu skróconym ma wymiary gigantyczne (...) [1]

Krzysztof Czyżewski na mojej mentalnej mapie świata jest dla mnie kimś w rodzaju przewodnika na drodze do wiary w drugiego człowieka. Osobą będącą daleko od miejsca, w którym ja dziś duchowo i umysłowo przebywam -- ale jednocześnie na tyle wiarygodną, że chętnie słucham tego, co ma mi do powiedzenia. Myślę, że o jego sposobie myślenia dużo mówi już sam tytuł publikacji -- W stronę Xenopolis. Wyrażenie 'w stronę' nie oznacza ani bycia 'na miejscu', ani 'w miejscu'. Ba, nie jest to nawet obietnica dotarcia do celu (jakimkolwiek by on nie był). 'W stronę' oznacza tylko -- i aż -- ruch, przemieszczanie się. Jest tylko kierunek i obiecana droga. Wydaje się, że w tej 'nieosiągalności' idzie tropem Leszka Kołakowskiego, piszącego "mniej o prawdę przy tym chodzi, jak o ducha prawdy, nikt bowiem nie może obiecać, że nie będzie się mylił, może jednak przechowywać ducha prawdy również w pomyłkach, czyli nie wyrzekać się czujnej nieufności do własnych słów" [s. 482]. [2]

Kiedy tylko dowiedziałem się, że Krzysztof Czyżewski za swoją ostatnią książkę W stronę Xenopolis został uhonorowany nagrodą Ambasadora Nowej Europy [3] od razu pomyślałem, że dobrym pomysłem byłoby ją mieć. W pozyskaniu egzemplarza pomogła Paulina z łódzkiej księgarni Do dzieła przy ul. Próchnika 3 (wizytę w tym miejscu każdemu książkolubowi mogę polecić w ciemno! -- a wpis nie jest sponsorowany ;-) ).

Po lekturze muszę przyznać, że zakup tej książki to był strzał w dziesiątkę.

Zgadzam się z Timothym Snyderem, który we wstępie do publikacji napisał

Krzysztof Czyżewski ani nie pisze gładko, jak zwykli pisać neoliberałowie głusi na jednostkowe doświadczenia, ani nie zacietrzewia się jak nacjonaliści, święcie przekonani, że ich wizja przeszłości jest jedynie słuszna. Czyżewski pisze serdecznie - i wtedy, gdy opowiada się za czymś, i wtedy, gdy powątpiewa - czyni to wyrozumiale [s. 10]
K. Czyżewski definiuje 'obcość' i jej rolę w społeczeństwie w sposób bardzo przekonujący przez to, że nie jest tej obcości niechętny (a wręcz przeciwnie!), ale równocześnie nie ma w tej jego przychylności dla obcości naiwności, która -- niestety -- czasami staje się udziałem tych, którzy tak bardzo starają się zdystansować od podejścia ksenofobicznego lub nacjonalistycznego. To jest podejście znacznie bliższe Władimirowi Bukowskiemu, który "był nacjonalistą ukraińskim, armeńskim, żydowskim, litewskim, czeskim, polskim, nowozelandzkim, peruwiańskim." [s. 447]

W 'obcości' -- w w zasadzie w 'obcowaniu' czyli 'spotkaniu z obcym' -- autor ten widzi olbrzymią szansę, ale też zagrożenia, wyzwania i potencjalne problemy. Ale nade wszystko, jak mi się wydaje, widzi w niej element definiujący. Nie daje się przekonać wizji płynności i niczym nieskrępowanej transgresji, tęskniąc za 'kamieniem granicznym', oddzielającym, który nie byłby naruszany -- do miejsca, które by nas zakorzeniało [s. 60], widząc również wartość w granicy. Ale ta granica to nie mur. Przypomina ona bardziej gruszę, którą dawniej Słowianie mieli zasadź na granicy miedzy, której ścięcie miało przynosić nieszczęście [s. 58].

(...) ksenopolis, ale tylko wówczas, kiedy rozumielibyśmy pod tym pojęciem nie społeczność przyjazną innemu, ale taką, którą ksenos konstytuuje. [s. 17]
W swojej działalności kulturalno-społecznej w ośrodku „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” autor stara się tworzyć 'tkankę łączną' (jak działalność Pogranicza miał określić Czesław Miłosz). 'Tkankę łączną' czyli więź, która nie scala, nie unifikuje, nie zmienia charakteru łączonych elementów i nie niweluje różnic między nimi, ale je łączy.
Nie urządzaliśmy w Sejnach performansu czy festiwalu, aby dzień po wyjechać do kolejnego miasta albo na inny festiwal. Pozostaliśmy tam na zawsze, a w związku z tym istotne dla nas były więzy międzyludzkie, to, co staje się następnego dnia po wieczorze poezji czy muzyki, w długim trwaniu, to, co jest kultywowane i rozwija się w procesie, to, co osadza w życiu esencję. [s. 84]

Alternatywą dla procesu budowania 'tkanki łącznej', jak pisze sam autor nie jest "(...) nie jest festiwalowa multi-kultura ani też żadna inna forma powierzchownego i krótkotrwałego spotkania kultur." [s. 75]

Jednocząca się Europa jest jednym wielkim biurokratyczno-marketingowym przedsięwzięciem. Każdy tu promuje siebie i opracowuje narcystyczne strategie typu market yourself. Tej machinie usłużnie podporządkowała się kultura zdominowana przez kartele festiwalowe. Wyjałowiło to prawie całkowicie krytycznego ducha Europy, który konstytuował jej tożsamość przez wieki. [s. 286]
Dom, który zbudowaliśmy w Europie po zwycięstwie najpierw nad faszyzmem, a potem komunizmem, okazuje się domem na lato jedynie. [s. 278-279]

Niezwykle ważne dla powyższych rozważań jest to, jak autor książki definiuje miejsce-przy-granicy, pogranicze -- gdyż to za granicą zaczyna się znajduje się 'obcy', zaczyna się 'obcość' oraz 'obcowanie'. Granica to podział, ale błędem byłoby sprowadzanie go jedynie do wymiaru przestrzennego -- jednakowoż odniesienia przestrzenne są przy myśleniu o każdym rodzaju granicy niezwykle przydatne. Powiedzmy to sobie otwarcie, "za granicą" jest pojęciem właściwym dla obu stron interakcji w ramach 'obcowania' na pograniczu. Pogranicze zaś należy możemy rozumieć jako "(...) miejsce, w którym granice przebiegają wewnątrz, którego mieszkańcy mówią różnymi językami, modlą się w różnych świątyniach czy są różnej narodowości." [s. 122]. Tak rozumiany etos pogranicza może być praktykowany wszędzie, choć bez wątpienia to rejony _tradycyjnego_ pogranicza (w wymiarze historyczno-geograficznym) są do jego praktykowania szczególnie predestynowane.

Jedynie na marginesie rozważań chciałbym dodać jeszcze, bo warto to podkreślić, że krakowskie wydawnictwo Międzynarodowego Centrum Kultury (przynajmniej w ramach serii Biblioteka Europy Środka) cudownie wydaje książki. Już dawno nie miałem takiej przyjemności estetyczno-wizualnej przy lekturze. Za samą staranność wydawniczą należą się MCK ukłony.

W stronę Xenopolis to naprawdę dobra i ważna książka, którą ze wszech miar polecam.

Przypisy

[1] Przemysław Czapliński, Poruszona mapa. Wyobraźnia geograficzno-kulturowa polskiej literatury przełomu XX i XXI wieku, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, s. 250.

[2]  Leszek Kołakowski, Intelektualiści [w:] Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Londyn 1984.

[3] W poprzednich latach laureatami nagrody Ambasadora Nowej Europy byli m.in. Martin Pollack za książkę Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji w tłumaczeniu Karoliny Niedenthal [2011 r.] oraz Tony Judt i Timothy Snyder za książkę Rozważania o wieku XX w tłumaczeniu Pawła Marczewskiego [2012 r.].

Książka

Krzysztof Czyżewski, W stronę Xenopolis, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2019. ISBN 978-83-63463-92-2.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej