Co u Pana słychać?

Pomysł na sięgnięcie po nieco już zapomniany reportaż Krzysztofa Kąkolewskiego Co u pana słychać? przyszedł mi do głowy w czasie lektury książki Palimpsest Powstanie Radosława Wiśniewskiego. Na końcu Palimpsestu autor umieścił ponad 230 przypisów, z których znaczną część stanowią krótkie noty biograficzne osób wspominanych w publikacji. Wśród znalazło się kilka przypisów odnoszących się do biografii nazistów związanych z historią powstania. W przypadku dwóch z nich -- Günthera Rohra oraz Heinza Reinefahrta -- w oczy rzucają się dwie kwestie: wysoka ranga (generałowie -- odpowiednio Wehrmachtu i SS) oraz znacznie późniejsze w stosunku do daty zakończenia wojny lata śmierci (rok 1966 i 1979).

Piotr Gursztyn w rozmowie z Arleną Sokalską Ludobójstwa w Warszawie dokonali tzw. zwykli Niemcy. Na rozkaz stawali się bestiami (5 sierpnia 2019 r.) tak opisywał ich rolę w czasie tłumienia Powstania i pacyfikacji stolicy:
Siłami na Ochocie dowodził generał Wehrmachtu Günther Rohr, który z pewnością nie kochał Polaków, ale też nie był aż tak fanatyczny jak wielu innych dowódców, to był dowódca frontowy. Chyba też liczył się z tym, co będzie, jak Niemcy przegrają wojnę. (...) na Woli siłami niemieckimi dowodził Heinz Reinefarth, generał policji SS w Warthegau (Kraju Warty). Nie był dowódcą frontowym, to nazistowski aparatczyk, prawnik z wykształcenia. Z jednej strony, nie potrafił prowadzić skutecznych działań bojowych, a z drugiej - był służbistą. Stąd ten rozkaz Hitlera wypełniał dosłownie. I dlatego na Woli najwięcej ofiar było w tych rejonach, gdzie nie toczyły się żadne walki. [1]
Główna myśl z tego wywiadu (a przynajmniej wytłuszczona przez redaktora nadającego tytuł rozmowie) współgra z koncepcją banalności zła, nakreśloną przez Hannę Arendt w książce Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła [jest to z kolei jedna z tych nielicznych książek, które przeczytałem, ale dziwnymi kolejami losu powodowany nic o niej gdyby nie napisałem. Patrząc zaś na żenujący poziom artykułu na polskojęzycznej Wikipedii, który rzekomo jest poświęcony tej książce, chyba trzeba jednak coś w końcu napisać].

Krzysztof Kąkolewski postanawia odwiedzić kilka osób -- Niemców czynnie zaangażowanych w zbrodnicze działania III Rzeszy -- i z nimi porozmawiać, zaczynając (podobno każdą rozmowę) od prozaicznego pytania "co u Pana słychać?" [s. 5]. To dość przyziemne oraz sympatyczne pytanie, które kojarzy się z przyjaznymi relacjami między pozostającymi ze sobą w dobrych relacjach ludźmi -- nabiera nowego wymiaru. Wydaje się być niesamowicie przewrotne -- tak samo jak przewrotny wydaje się być spokojny żywot kolejnych rozmówców K.Kąkolewski w kontekście historii ich życia.

O wyborze bohaterów (czy może raczej antybohaterów?) swojego reportażu autor pisze:
Wybrałem nie Paragwaj czy Boliwię, nie tych, którzy uciekli, ukrywają się w dżunglach, nie tych, którzy jeszcze siedzą w więzieniach lub odbyli karę. Wybrałem tych, którzy nie boją się niczego, którzy na zawsze uniknęli kary. Ich wolność, pewność siebie, dobrobyt i szczęście uznałem za WYZWANIE. Więc już na zawsze, do końca ich dni sądzony jest im spokój? Postanowiłem, że coś się im jeszcze wydarzy. [s. 5]
Co prawda autor napisał także, że "pojechał ich zobaczyć, póki jeszcze żyją, okazy, jakie może widzieć jedno pokolenie na tysiąclecia" [s. 5], ale myślę, że deklarację tą można potraktować w najlepszym razie jako sprawy chwyt reporterski. Zbrodniarzy nigdy nie brakowało, zaś jedni od drugich czerpali wzorce i doświadczenia, dokładając do długiej historii zbrodniczej działalności swoją część.

Lata 70. XX wieku, czyli czas powstania reportażu, zbiegły się -- być może niekoniecznie przypadkowo -- z pewną specyficzną nowelizacją... ustawy o ruchu drogowym z 1968 r. Jak można bowiem przeczytać w tekście Aliny Czyżewskiej i Adama Kuczyńskiego Wobec ich nieodbycia [2] w 1968 roku w Republice Federalnej Niemiec, przy okazji nowelizowania ustawy o ruchu drogowym, wprowadzono do niej przepisy amnestionujące sprawców kierowniczych hitlerowskich zbrodni ludobójstwa. Jak widać niechlubna tradycja "upychania" ważnych przepisów w innych, nie związanych z nimi aktach prawnych, ma całkiem długą tradycję. Rok 1968 stał się zatem istotną cezurą czasową w historii rozliczania zbrodniarzy z czasów II wojny światowej.

W opisie książki na stronach sprzedawców można przeczytać o dziesięciu postaciach, określanych jako "byli naziści wysokiej rangi" [3]. Na stronie wydawnictwa możemy zobaczyć też listę nazwisk:
  1. Profesor Hans Fleischhaker – nazistowski antropolog, który jeździł do Auschwitz badać ludzkie czaszki.
  2. Hermann Stolting – prokurator, którego wyroki śmierci wykonywano dokładnie co trzy minuty.
  3. Poseł Otto von Fircks, Aleksander Dolezalek i generał Konrad Meyer-Hetling – realizatorzy Generalplan Ost.
  4. Reinhard Hoenh – promotor chemicznej sterylizacji Słowian.
  5. Heinz Reinefarth – generał odpowiedzialny za pacyfikację Warszawy.
  6. Heinz Rolf Höppner – który z Adolfem Eichmannem pozbawił życia cztery i pół miliona ludzi.
  7. Wilhelm Koppe – generał policji i SS, którego sam Himmler uważał za zbyt skrajnego w działaniach.
  8. Hubertus Strughold – twórca medycyny kosmicznej, na potrzeby której eksperymentował na więźniach obozu w Dachau.
Moje czterdziestodwuletnie, trzecie (rozszerzone) wydanie z 1978 r., nie do końca pokrywa się z tą listą. Zamieszczono w nim rozmowy z H. Fleischhakerem, H. Stoltingiem, von Fircksem, R. Hoenhem, H. Reinefarthem, A. Dolezalkiem, K. Meyerem oraz H. R. Höppnerem (w tej kolejności). Z pewnością kolejne wydania rozszerzano o kolejne rozmowy, tak że zależy komuś na "całości" (ewentualnie na konkretnym rozmówcy), musi zaopatrzyć się w nowsze wydania niż to sprzed 42 lat.

Szczegółowe informacje o książce P.T. Czytelnicy i Czytelniczki odnajdą na stronie polskojęzycznej odsłony Wikipedii, gdzie umieszczono nie tylko krótkie notatki o (anty)bohaterach reportażu, ale również informacje dotyczące kulis jego powstania. Więcej szczegółów oczywiście w samej książce -- autor obficie się dzieli swoimi przemyśleniami na temat rozmów, a także przyjmowanych strategii. Nie ma większego sensu, aby tutaj szczegółowo to wszystko opisywać.

Sam reportaż nie jest łagodną refleksją nad przeszłością, nie ma też w nim żadnych prób niuansowania, tworzenia półcieni. To bardziej (mocna?) mowa oskarżycielska wobec tych, którzy mimo iż byli sądzeni, nie zostali ukarani -- bez względu na bezsprzeczne dowody ich zaangażowania w nazistowską machinę śmierci, których kopie autor reportażu przekazuje im wcześnie rozmów. Na pamiątkę.

Ciekawą postacią w książce jest także Adalbert W., urodzony pod koniec wojny, syn Niemca i Polki, przyjechał do Niemiec w ramach akcji łączenia rodzin dekadę przez powstaniem reportażu [s. 9]. Tłumacz Krzysztofa Kąkolewskiego, świetnie władający również językami francuskim, angielskim i polskim [s. 8], który pomaga autorowi w organizacji spotkań. Zgodnie z informacjami zamieszczonymi w reportażu [s. 8] nie mogąc liczyć na wynagrodzenie, robi to pro publico bono.
Uczy polskiego w wieczorowej szkole. Kocha Polskę. 'To jest fascynacja, tęsknota - mówi Adalbert. - Wychowałem się w duchu polskim. Będę ci tłumaczył. Sądzę, że jako Niemiec ja przestępców wojennych naprawdę nienawidzę, a ty tylko usiłujesz zmusić się do nienawiści. [s. 9]
Adalbert W. w trakcie prac nad reportażem staje się nie tylko tłumaczem, ale również komentatorem zdarzeń, dodatkowym bohaterem książki. Być może w pewnych momentach (współ)decyduje nawet o jej kształcie. W pewnym momencie autor książki przytacza jego słowa:
- Nie twoim zadaniem jest mu udowadniać winę. Uważam, że ta rozmowa była najważniejsza. Gdybyś go złamał, przegrałbyś. Niezłomność, niezmienność tych ludzi nadaje sens twojej książce. Udało ci się to znaleźć w czystej formie. Przed godziną byliśmy świadkami przestępstwa popełnianego znów: przestępstwa obojętności wobec dawnych ofiar, zatwardziałości, pewności, że tego należało dokonać. Przecież zaciekłe, wbrew faktom, zaprzeczenie - to przyznanie się do winy, do pełnego utożsamienia z tamtymi czynami. [s. 66]
Generał Konrad Meyer-Hetling powiedział: pańska książka mogłaby być możliwością budowania mostów, ale panowie myślą, że byliśmy zbrodniarzami, a my byliśmy tylko dobrymi Niemcami [s. 137-138]. Rzeczywiście, można się zastanawiać nam tym, jakie znaczenie dla odczytania książki miało to, że autor w poszukiwaniu byłych nazistów jeździł podróżował po jedynie po ówczesnym RFN (szczerze mówiąc nie wiem / nie pamiętam, czy -- albo może raczej jaka grupa byłych nazistów ukrywała się po stronie NRD). Autor wyjechał też później do USA na rozmowę z pracującym przy amerykańskich programach kosmicznych Hubertusem Strugholdem (tej rozmowy nie było jeszcze w wydaniu z 1978 roku). Można zastanawiać się również nad opisem dyskusji ze studentami Alexandra Dolezalka w Ośrodku Studiów Ogólnoeuropejskich:
Dyskusja jest huraganowym atakiem na mnie. Nie mam czasu notować, dziś pamiętam tylko jakieś strzępy. Ataki na Polskę, na Rosjan, na NRD. [s. 129]
Dość sugestywne wydaje się również zakończenie [4], będące szczegółową relacją z wiecu działającej do dzisiaj (!) Narodowodemokratycznej Partia Niemiec. Wiec odbywał się w Römerberg we Frankfurcie nad Menem -- mieście, które w 1949 r. było typowane jako ewentualna stolica Niemiec Zachodnich w zastępstwie Berlina (symboliczne, nieprawdaż?). Warto zastanawiać się nad tymi wszystkimi elementami, które można odczytać jako oddanie trybutu na rzecz politycznej rzeczywistości Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

Trudno się jednak zgodzić z zarzutem, że reportaż Krzysztofa Kąkolewskiego to sabotaż próby budowania mostów między narodem polskim i niemieckim (żeby wspomnieć jedynie orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r.) [5]. Mógłbym zakończyć tę refleksję jakimś okrągłym zdaniem o "stawaniu w prawdzie" (pozostając w kościółkowym klimacie), ale chyba i tak na podstawowym poziomie przyzwoitości wiadomo, o co chodzi.

Przypisy
[1] Piotr Gursztyn, Ludobójstwa w Warszawie dokonali tzw. zwykli Niemcy. Na rozkaz stawali się bestiami, rozmowa Arleny Sokalskiej, Polska Times, 5 sierpnia 2019 r. (dostęp: 2020.05.04)
[2] Alina Czyżewska, Adam Kuczyński, Wobec ich nieodbycia, Sieć Obywatelska Watchdog Polska, 10 maja 2020 r.
[3] Informacja o kolejnym wydaniu reportażu Krzysztofa Kąkolewskiego z 1 października 2019 r. (wydawnictwo Zysk i S-ka) ze strony wydawnictwa.
[4] W wydaniu z 1978 r. był to ostatni rozdział -- nie wykluczam, że w późniejszych wydaniach może mieć on inne miejsce w strukturze reportażu.
[5] Zarzut został sformułowany przez gen. Konrada Meyera. ("a my byliśmy tylko dobrymi Niemcami") [s. 137-138].

Książka
Krzysztof Kąkolewski, Co u pana słychać?, wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1978.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Beksiński. Dzień po dniu kończącego się życia