Berlin. Miasto z wyobraźni

Berlin zawsze będę wspominał ciepło. Być może dlatego, że było to pierwsze zagraniczne miasto, które miałem okazję oglądać (i uświadomić sobie, że miasto / społeczeństwo rzeczywiście może funkcjonować inaczej -- transport publiczny może być częsty i punktualny, piwo może dobrze smakować na trawniku przed gmachem niemieckiego parlamentu, ludzie mogę być różnorodni i dla nikogo nie stanowiło to problemu). Być może dlatego, że z Berlinem wiąże się jedno z moich najlepszych wspomnień wyjazdowych. Tak czy inaczej -- do Berlina zawsze będę z chęcią wracał.

Pewnie dlatego w komplecie z Nadzorować i karać Michel Foucault dostałem od M. książkę o Berlinie.

Jeżeli ktoś kupując "Berlin. Miasto z wyobraźni" spodziewa się naukowego opracowania dziejów miasta (kompendium wiedzy historycznej), z pewnością może poczuć się nieco zawiedziony. Nie oznacza to jednak, że z książki brytyjsko-kanadyjskiego podróżnika i pisarza (członka Królewskiego Towarzystwa Literackiego) nie dowiemy się niczego konkretnego -- wprost przeciwnie! "Berlin. Miasto z wyobraźni" to opowieść o mieście widzianym oczami polityków, architektów, aktorów, robotników -- wreszcie oczami samego autora. To portret miasta, tworzony przez wieki jego istnienia (dlatego też amerykański tytuł książki wydaje mi się bardziej odzwierciedlać jej rzeczywistą istotę, ale o różnych jej wydaniach niech później).

Ciekawym zabiegiem jest to, że w ostatniej części książki (posłowiu i bibliografii) autor sam zdradza swój warsztat literacki oraz sposób, w jaki skonstruował swoją opowieść i bohaterach jego pracy -- m.in. Frederyku II Wielkim, Karlu Friedrichu Schinklu, Käthe Kollwitz czy Leni Riefenstahl. Nie będę nic zdradzał żeby nie psuć zabawy -- po zakończeniu lektury można zweryfikować swoje domysły.

Poza wcześniej wymienionymi postaciami, tak ściśle związanymi z niemiecką historią czy kulturą, w książce znalazło się również miejsce dla historii tych "z zewnątrz", którzy na swój sposób tworzyli to miasto -- Billa Harvey'a, Johna F. Kennedy'ego czy Davida Bowie.

Wartym wspomnienia jest także to, że autor pisząc opowieść danej postaci odwołuje się również do historii innych bohaterów, co daje czytelnikowi literacki obraz miasta, w którym wszystkie historie przenikają się na przestrzeni wieków.

Pięćdziesiąt lat po śmierci Käthe Kollwitz, po zjednoczeniu Niemiec, Nowy Odwach [Karla Friedricha] Schinkla stał się narodowym pomnikiem ku czci "ofiar wojny i tyranii". W jego wnętrzu umieszczono Pietę Kollwitz, rzeźbę matki opłakującej zabitego syna. Pod nią spoczywają szczątki dwóch innych chłopców - nieznanego żołnierza niemieckiego i nieznanego bojownika ruchu oporu - a także ziemia z dziewięciu pól bitewnych w Europie oraz w Auschwitz, Buchenwaldu, Dachau, Mauthausen i Natzweiler. [s. 152]

Ostatnie dwa rozdziały zawierają sporo osobistych historii autora i tego, jak on odkrywał Berlin -- a wraz z Berlinem poznawał tożsamość tworzących to miasto ludzi. Tożsamość kolektywną, pochodną niemieckiej tradycji historycznej, która jednocześnie na przestrzeni wieków rodziła silne indywidualności.

Na chodnikach było dużo ludzi i z innymi przechodniami czekałem na czerwonym świetle, żeby przejść przez główną ulicę. Zerknąłem w lewo, zerknąłem w prawo. Ulica była pusta. Zdziwiłem się, że wszyscy stoją i czekają. Spojrzałem po przechodniach, starając się uchwycić czyjeś spojrzenie, ale nikt na mnie nie patrzył. W końcu zapytałem stojącego obok mężczyznę:
- Dlaczego pan nie idzie?
- Jest czerwone światło.
- Ale przecież nic nie jedzie.
- Jest czerwone światło.
Gadaj zdrów, pomyślałem sobie, i ruszyłem przez pustą ulicę.
Czekała mnie niespodzianka.
Na chodniku po drugiej stronie ulicy też stał tłumek przechodniów, czekających na zielone światło. Kiedy zbliżyłem się do krawężnika, zwarli szeregi i zatarasowali mi drogę. Nie wymienili między sobą ani słowa, była to samorzutna, zbiorowa reakcja. Stałem bez ruchu naprzeciwko nich, bezgranicznie zdumiony ich zachowaniem, i chciało mi się śmiać. Nie dość, że czekali na zmianę świateł jak stado baranów, to jeszcze karali mnie za to, że ośmieliłem się postąpić inaczej. Nie pozwalali mi zejść z ulicy, chociaż teraz do skrzyżowania szybko zbliżały się samochody. (...) W autobiografii Świat wczorajszy Stefan Zweig napisał, że Niemcy zniosą wszystko: klęski wojenne, nędzę i poniżenie, ale nigdy nie zniosą nieporządku. [wspomnienie autora z jego pierwszego pobytu w Berlinie Zachodnim przed czterdziestu laty; s. 354-355]

Stefana Zweiga uważa się podobno za dobrego znawcę ludzkiej psychiki, który -- zapewne ze względu na swoje żydowskie pochodzenie, ale również antyfaszystowskie i pacyfistyczne poglądy -- musiał emigrować z Austrii w 1934 roku -- także pewnie coś było na rzeczy. Szybko jednak sam autor (R.MacLean) tłumaczy, dlaczego mimo to -- mimo umiłowania tradycji i porządku -- sam Goebbels miał określać Berlin jako "kamienną pustynię", "grzeszną kloakę", "odrażające mrowisko piratów, pederastów, gangsterów i im podobnych" (s. 231).

Około 1930 roku rozpustną stolicę odwiedzało ponad dwa miliony turystów rocznie. Wielu z nich przyjeżdżało szukać przygód w sypialniach i homoseksualnych barach, spełnić swoje marzenia na tutejszych balach maskowych i hucznych zabawach. (...) Erotyczny przewodnik po "wyuzdanym" -  Berlinie -- Führer durch das "lasterhafte" Berlin Curta Morecka z 1931 - podawał nazwy ulic, klubów i kawiarni, w których można było przeżyć seksualną przygodę. [s. 157]

Rory MacLean ciekawie podsumował ten paradoks.

Jest naturalne, że społeczeństwo konformistyczne wydaje z siebie radykałów. Utarty zwyczaj rodzi bunt, który jest nierozdzielnie z nim związany. Tak więc na fundamentach Berlina, położonych przez obowiązkowych, pracowitych mieszczan z ich poczuciem posłuszeństwa i ukrytymi lękami, wolnomyśliciele, reformiści, anarchiści i artyści atakowali status quo, prowokując konformistów, by zastanowili się nad sobą, zadawali pytania, myśleli samodzielnie.
Te przeciwstawne siły zmagały się ze sobą przez całą burzliwą historię Berlina - porywczej i kapryśnej megiery. Zrodziły złożone społeczeństwo, pełne sprzeczności, niepewne siebie, lecz dumne, zarazem stoickie i hedonistyczne, odporne i kruche, posłuszne i buntownicze. Tu wytatuowane i poprzekłuwane punki wciąż czekają na zmianę świateł, choć ulica jest pusta, a dzieci zbrodniarzy chylą czoła przed ofiarami swoich rodziców. [s. 356]

I nawet jeśli jest to jedynie fragmentaryczny obraz miasta / społeczeństwa, przepuszczony przez sito -- z natury rzeczy subiektywnej -- percepcji autora, to zachęca on do własnych refleksji oraz własnych doświadczeń miasta, które nazwę wzięło od połabskiego słowa "mokradła".

Książka w Polsce ukazała się w 2014 roku. Wydana została w tym samym roku przez londyńskie wydawnictwo Weidenfeld & Nicolson, jak i polskie wydawnictwo Magnum.

Ale -- jako ciekawostka -- w anglojęzycznej wersji można dostać już trzy publikacje: Berlin: Imagine a City (wydana przez londyńskie wydawnictwo Weidenfeld & Nicolson 13 lutego 2014 roku) oraz Berlin: Portrait of a City Through the Centuries (publikacja wydana przez nowojorskie wydawnictwo St. Martin's Press 21 października 2014 roku). 13 października 2015 roku ukazało się dodatkowo wznowienie amerykańskiej edycji książki (Berlin: Portrait of a City Through the Centuries), tym razem przez wydawnictwo Picador (w Polsce znane jako Macmillan Polska).

Tutaj zebrałem komplet okładek do kolekcji.
"Berlin: Imagine a City" (13.02.2014)
"Berlin: Portrait of a City Through the Centuries" (21.10.2014)
"Berlin: Portrait of a City Through the Centuries" (13.10.2014)

Nowojorska "wersja" tytułu książki (Berlin: portret miasta przez stulecia) wydaje mi się najbardziej odpowiadać temu, czym w rzeczywistości jest praca MacLeana.

Guten Morgen Berlin,
du kannst so hässlich sein,
so dreckig und grau
du kannst so schön schrecklich sein.


Książka:
Rory MacLean, Berlin. Miasto z wyobraźni (ang. Berlin. Imagine a city), przełożył Władysław Jeżewski, wydawnictwo Magnum; Warszawa 2014. ISBN 978-83-63986-60-5.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej