Nie zdążę

Na czas przejazdów wakacyjnych przerwałem czytanie Czarnej ziemi Timothy'ego D. Snydera -- prawie 600 stron w twardej okładce zrobiłoby w plecaku różnicę. Wróciłem za to do przeczytanej ponad pięć lat temu pracy Paula-Michela Foucault Nadzorować i karać (wpis z 19 lutego 2015 r.) -- książki, która (ku mojemu zaskoczeniu) cieszy się największym powodzeniem na tym blogu. Jeżeli uda mi się wygrzebać trochę czasu, postaram się rozszerzyć tę już dość leciwą notatkę. Być może komuś się to przyda.

W tak zwanym międzyczasie wpadła mi jednak w ręce wydana w zeszłym roku przez Dowody na Istnienie książka Olgi Gitkiewicz Nie zdążę (wypożyczona z filii nr 14 łódzkiej biblioteki miejskiej), poświęciłem więc jej chwilę. Niemal dosłownie, bo te 223 strony czyta się naprawdę szybko.

Miałem tę książkę na swojej liście "do przeczytania", bo lubię co jakiś czas sięgnąć po coś z szeroko pojętej polityki przestrzennej (nie tylko urbanistyki i architektury, ale też transportu). A i sam temat wykluczenia komunikacyjnego jest w Polsce szalenie istotny -- i konsekwentnie ignorowany przez kolejne ekipy rządzące, jak wszystkie ważne dla tego kraju kwestie. Choć, oddając sprawiedliwość, trzeba przynajmniej wspomnieć o programach obecnej ekipy rządowej: Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych oraz Kolej Plus -- pierwszych od wielu lat inicjatywach rządowych, które przynajmniej próbowały zmierzyć się z tematem wykluczenia w obszarze transportu (nie, zakup Pendolino nie był taką inicjatywą). Niestety, zamiast skupić się na tym, co ważne, troglodyci pokroju Zbigniewa "Jest_Pan_Zerem" Ziobry wolą ganiać po ulicach dzieciaki z tęczowymi flagami. Są w Polsce rzeczy ważne i ważniejsze.

Tak czy inaczej pomyślałem, że książka potencjalnie istotna i warto się z nią zapoznać. Po lekturze Nie zdążę mam jednak przeświadczenie, że ciężar gatunkowy tematu pozostał, ale na naprawdę mocne, reporterskie uderzenie w jego splot słoneczny musimy jeszcze poczekać.

Początek był obiecujący. Co prawda historia zarżnięcia komunikacji publicznej w USA, opisana w pierwszym rozdziale Zielona fala, była mi dobrze znana (trafimy na nią w kilku innych książkach, traktujących o planowaniu przestrzennym i urbanistyce), jednak przystępnie podana stanowi dobry punk wyjścia do rozważań na temat polityki transportowej -- nie tylko w zaatlantyckim kontekście. Dalej jednak było już bardzo nierówno.

Przede wszystkim zabrakło mi jakiegokolwiek uporządkowania tematu, które byłoby przydatne nawet na potrzeby reportażu. Czym innym jest wykluczenie transportowe w mieście (istnieje!), czym innym na obszarze pozamiejskim. Tego pierwszego jest w książce jak na lekarstwo, drugiego zdecydowanie więcej (co może być uzasadnione różnicami w skali zjawiska). Ale to "więcej" w pewnym momencie stawało się tylko teoretyczne. Czytając książkę miałem nieodparte wrażenie, że co najmniej od jej połowy autorka zagrzebała się w tematach okołokolejowych, eksploatując je na wszelkie możliwe sposoby -- i jedynie nieznacznie kołując wokół głównego tematu reportażu. Historie kolejarzy i rodzin kolejarzy, historie pasji kolejowych, historie zamkniętych zakładów kolejowych, opowieści o zamkniętych dworcach kolejowych. Tak można płynąć bez końca, nigdy nie dobijając do brzegu. Oczywiście to wszystko wokół kolei, a kolej to transport, a brak kolei to -- często -- brak dostępnego transportu (czyli w teorii wszystko się zgadza), ale w tej książce też jest trochę jak na kolei: w którymś momencie temat człowieka (i jego wykluczenia) zdaje się delikatnie umykać. Zostaje kolej. Ostatni rozdział książki (Zmierzch i upadek cesarstwa Pekape) jest jedynie wisienką na tym kolejowym torcie. Mam nieodparte wrażenie, że autorka w czasie pisania reportażu była pod zbyt mocnym wpływem fascynatów kolejnictwa [ ;-) ] i za bardzo dała się ponieść ich opowieści.

Przechodząc jednak dalej: historie pokazujące problem wykluczenia komunikacyjnego (i jego konsekwencji dla nakręcającej się spirali śmierci transportu publicznego) z punktu widzenia różnych grup wiekowych to naprawdę fajna sprawa, jednak w tym całym komunikacyjnym patchworku już na samym początku dostajemy też opowieść o pieszych w miastach. Znów zatem -- bycie pieszym to sposób przemieszczania się, przemieszczanie się jest związane z transportem, jednak finalnie to wszystko tylko ociera się o kwestie wykluczenia komunikacyjnego. Albo inaczej -- za słabo zostały pokazane skutki takiego a nie innego stanu rzeczy dla wykluczenia. Ja je dobrze znam, ja je sobie zrekonstruuję w głowie, ale reportaż to nie książka dla profesjonalistów.

Są też historie nieco z czapy, opisane -- zdawałoby się -- dla samego opisania. Ot, jak przykładowo opowieść o dworcu kolejowym Łódź Fabryczna (w ramach części Dworce Chaosu). Nowy, duży (i drogi) dworzec wybudowany, pasażerów na nim rzeczywiście niewielu -- i co dalej? Chcąc pocisnąć temat pod kątem wykluczenia komunikacyjnego można było zaczepić go z wielu stron: dostępności dworca, roli dworca kolejowego w centrum całkiem dużego miasta, połączyć go z wątkiem ludzi dojeżdżających do pracy w Warszawie (wątek ten pojawia się w części Psalm dojeżdżających do pracy. Responsoryjny). Miałem niejednokrotnie poczucie niewykorzystania okazji do napisania czegoś naprawdę istotnego.

Podsumowując: dobrze, że ta książka się ukazała. Być może (po)może otworzyć niektórym szufladki mentalne w obszarze transportu, uświadomić realne skutki jego zaniedbania. Szkoda jednak, że zamiast mocnego uderzenia w temat wyszło jedynie jego muśnięcie, do tego nieuporządkowane.

Czy sięgać po tę książkę? Można, ale nie trzeba.

Książka

Olga Gitkiewicz: Nie zdążę, wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2019. ISBN: 978-83-65970-39-8.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej