Paryże innej Europy

Muszę przyznać, że chwilę mnie tu nie było. Złożyło się na to kilka kwestii -- osobistych, zawodowych, ale też i książka, którą tym razem P.T. Czytelnikom i Czytelniczkom przedstawiam: pracę Błażeja Brzostka "Paryże innej Europy". 

Książka z jednej strony genialna, z drugiej zaś -- stosunkowo wymagająca.

Szykując się na urodziny kolegi wstąpiłem do Księgarni E. Stompel na Piotrkowskiej 11, z której w zasadzie zawsze coś wyniosę (dlatego obecnie omijam ją szerokim łukiem, za dużo mam już książek na półce do przeczytania; por. tsundoku). Jako że kolega zażyczył sobie "albo wódkę, albo książkę" (skądinąd słuszna koncepcja), dostał ode mnie egzemplarz Historii naturalnej i moralnej jedzenia autorstwa Maguelonne Toussaint-Samat. Na półce obok zauważyłem "Warszawę i Bukareszt". Z początku pomyślałem, że sprezentuję ją znajomej ze stolicy, która niedługo później miała odwiedzić Łódź. Po powrocie do mieszkania i "sprawdzeniu" książki (czyt. czy się do czegoś nadaje) musiałem w krótkim czasie ponownie pojawić się w księgarni po drugi egzemplarz, to ten pierwszy już był mój.

Książka "Paryże innej Europy" jest fascynującą opowieścią, w całkiem zgrabny sposób łączącą wątki architektoniczne i socjologiczne.

W połowie XVII wieku większość zabudowań i działek extra muros należała do kleru, magnatów i szlachty. Grupy te stanowiły 1/4 sięgającej 30 tys. ludności Warszawy. Wkrótce wojny zrujnowały 3/4 zabudowy i zmniejszyły zaludnienie pięciokrotnie, a szlachta umocniła jeszcze swą pozycję kosztem mieszczaństwa. Rósł ośrodek rezydencjonalny o ograniczonym znaczeniu handlowym (choć skupiał import, a w XVIII wieku produkcję towarów luksusowych), pozbawiony uczelni. (...) Wprawdzie sejmy paraliżowała stopniowo zasada jednomyślności, ale zarówno one, jak i królewskie elekcje, nadawały Warszawie charakter obozowiska szlacheckiego, doskwieracjącego zresztą pozbawionemu praw politycznych stanowi trzeciemu. Politykowanie, biesiadowanie, walki stronnictw - stanowiły uderzający spektakl, mieszankę "republiki rzymskiej z barbarzyństwem", o jakiej pisać będą w Encyklopedii Diderota [s. 65]

Nie jest to jednak opowieść łatwa -- raczej nie polecam nowicjuszom, dopiero co zaczynającym swoją przygodę z urbanistykę. Chapeau bas dla autora, który włożył w tę pracę ogromny zasób wiedzy, co jednak czyni ją lekturą dla -- powiedzmy -- średniozaawansownych.

Porównania miast do siebie nawzajem oraz odniesienia do motywu "małych Paryży / "Paryży wschodu" dokonywane są na podstawie licznych wspomnień i relacji (zarówno wzajemnych, jak i podróżników ze wschodu i z zachodu). W tym drugim przypadku sposoby relacji różniły się w zależności od kierunku podróży lub miejsca pochodzenia, z tym że te wzajemne zależności w zasadzie pozostały niezmienne i łatwo identyfikowalne do dzisiaj.

O polskich kolejach wyraził się ironicznie, że "są tak samo czyste i dobrze wyposażone jak nasze: brak wody, śmieci rzuca się na podłogę, podróżni rozbierają się i zdejmują buty oraz palą jak u siebie w domu...". Trzeba było to znosić do granicy Rzeszy, gdzie wszystko zmieniało się "jak za dotknięciem różdżki. W ciągu kilku minut wagon staje się czysty, wytarty, wymyty. W toalecie pojawiają się ręczniki i papier toaletowy, obsługa dbała o wagon i podróżnych. Wjeżdżasz do innego świata". [relacja rumuńskiego turysty z 1938 r., s. 175]
Po sposobie, w jaki odbywa się cyrkulacja, można ocenić porządek panujący w mieście lub kraju" - sądził publicysta w 1934 roku. Ocena ta była w przypadku Bukaresztu bardzo niska. Od cywilizacji miał go oddalać brak poszanowania pieszego i nonszalancja szoferów. Samochód był zaś jednym z atrybutów życiowego powodzenia, znacznie bardziej przekonującym niż wszystkie "róże i szminki". (...) Jako oreintalną cechę krytykowano także nadużywanie klaksonu. Kierowcy mieli ignorować wszelkie reguły ruchu, co przypisywano zresztą także ich warszawskim kolegom. [s. 206-207]
Po doświadczeniach zarówno z Warszawy, jak i z Bukaresztu mogę powiedzieć, że w zasadzie niewiele się zmieniło.

Poza tymi wspólnymi doświadczeniami zostało wskazanych wiele różnic, w tym tych dotyczących kwestii architektoniczno-urbanistycznych, które decydowały o różnych drogach rozwoju obu społeczeństw.
Warszawę opisywano jako miasto "koszarowe". Około 1930 roku stało w niej czterokrotnie mniej domów niż w Bukareszcie, choć była niemal dwukrotnie bardziej ludna. Wśród domów Bukaresztu 42,8% miało jedno mieszkanie, a 11,3% powyżej pięciu. W Warszawie tylko 14% domów miało jedno mieszkanie, 23,3% 2-5 mieszkań, 30% 6-20, 23% 21-50, prawie 9% ponad 51 mieszkań (tak wielkich w Bukareszcie prawdopodobnie nie było). Przydomowe ogrody i podwórza zajmowały 67% powierzchni Bukaresztu, w Warszawie około 30%. (...) Przeciętny warszawski dom miał w połowie lat dwudziestych 22 mieszkania, pod jego dachem żyło 86 osób (w berlińskim niespełna 76, wiedeńskim 50, paryskim 38, nowojorskim 20, londyńskim poniżej 8). [s. 217]
Na zdjęciu widać dziewięciokondygnacyjną kamienicę Kacperskich (wniesioną w latach 1909-1913), stojącą przy dzisiejszym placu Unii Lubelskiej w Warszawie.
W bardzo ciekawy sposób autor scharakteryzował też bukaresztańskie relacje społeczno-ekonomiczne, za punkt wyjścia przyjmując godziny wstawania oraz kwestię higieny osobistej.

Im dalej od centrum, tym wstaje się wcześniej. Najwcześniej z podłogi, potem z lichego łóżka. Dama podnosi się z pościeli w południe. Zmienia się także czas poświęcony na toaletowe zabiegi. Kto wstaje o czwartej, opłukuje się odrobiną wody. Pasta do zębów pojawia się po szóstej. [s. 195]
W publikacji autor niemal całkowicie pominął okres II wojny światowej, którą oba miasta (Warszawa jako ofiara agresji niemieckiej, Bukareszt jako stolica państwa kolaborującego z III Rzeszą Niemiecką) przeżyły w zupełnie inny sposób. Dorzucając do tego fakt ucieczki we wrześniu 1939 roku tysięcy Polaków przez granicę polsko-rumuńską (w tym polskich elit -- władz Rzeczpospolitej, generałów, wysokich rangą urzędników -- które w pewnej części zostały internowane), sytuacja robi się naprawdę zamieszana.
Próba pomieszczenia w książce krzyżujących się narracji dotyczących obu miast między jesienią 1939 a wiosną 1945 roku byłaby niedorzecznością. Musiałaby to być osobna praca, jeśli nie kilka. [s. 233]
Choć w publikacji pojawiło się kilka miejsc, w których postawiłem sobie znaki zapytania -- m.in. kwestia braku konieczności płacenia "trybutu" w postaci propagandowych tekstów przez polskich pisarzy, naukowców i dziennikarzy, którzy w drugiej połowie lat 50. bywali w Paryżu [s. 241] czy sprawa Bukaresztu i Warszawy jako tych miejsc, gdzie cudzoziemcy szczególnie obawiali się podsłuchów [s. 319], to były to jedynie wyjątki, wymagające głębszej polemiki lub wyjaśnienia.

Na koniec dwie rzeczy nieco bardziej "techniczne". W publikacji praktycznie nie ma grafiki, zaś nieliczne zdjęcia autorstwa samego Błażeja Brzostka oraz -- w zdecydowanej mniejszości -- Nicolae Ionescu są dość specyficzne (np. specyficznie skadrowane). Trzeba się do nich przyzwyczaić i umieć odczytać je w kontekście. Druga kwestia jest taka, że coś zrobili z okładką tej książki i jest ona niesamowicie przyjemna w dotyku.

Dla tych, którzy chcą jeszcze coś więcej przed decyzją o zakupie tej publikacji polecam recenzję Michała Gadzińskiego na histmagu. Generalnie również pozytywno-polecająca.

[edycja z 5 lutego 2016 roku]
Jako uzupełnienie książki polecam rozmowę Adama Leszczyńskiego Nędza przedwojennej Warszawy z jej autorem, doktorem Błażejem Brzostkiem (wyborcza.pl, 2015-05-18; dostęp: 05.02.2016).

Książka:
Błażej Brzostek, Paryże innej Europy. Warszawa i Bukareszt, XIX i XX wiek, Wydawnictwo W.A.B., wydanie I, Warszawa 2015. ISBN: 978-83-280-1528-9.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej