Ameksyka

Samotnie spędzana niedziela to dobry czas, na nadrobienie zaległości. Pogłoska o mojej śmierci była przesadzona. W dzisiejszym słowie na niedzielę wrócę na chwilę pamięcią do przeczytanej już jakiś czas temu "Ameksyki" Eda Vulliamy (kolejnego autora, o którym polska Wikipedia nie ma zbyt dużo do powiedzenia).

Historia mojego związku z tą książką jest dość nietypowa. Myślę, że gdzieś w okolicach ukazywania się tej publikacji w Polsce (2012 lub 2013 r.n.e.) usłyszałem o niej przelotem, prawdopodobnie w jednej z audycji tok.fm. Temat ucichł, ale w głowie pozostał.

Zdarzyło mi się nieco później (Borze Tucholski, odkryłem wyszukiwarkę na facebooku: to był 11 stycznia 2014 roku), że moje nogi, oczy, ręce i głowa z resztą balastu zawędrowały do sklepu wielkopowierzchniowego jednej z dużych sieci handlowych -- akurat do tego, z którym mi nigdy nie po drodze. Przechodziłem koło kosza, w którym -- jak w masowym grobie -- poniewierały się upodlone książki i zobaczyłem ją -- "Ameksykę". Dobre wydawnictwo, świetny reportaż, promocyjna cena -- ja bym nie wziął? Zgarnąłem z kosza jeden egzemplarz i skierowałem się w stronę kasy (to zresztą była wtedy jedyna rzecz, jaką udało mi się kupić). Miła pani przy kasie nabija mi książkę, podnosi wzrok i mówi: 4,50 zł. Proszę, żeby jeszcze raz sprawdziła, bo z pewnością zaszła jakaś pomyłka (cena z okładki za publikację to 44,50 zł). Pani sprawdza, potwierdza cenę i bez szczególnych emocji w głosie mówi: "taka promocja". Zdumiałem się, wziąłem i wyszedłem.



Przypomniałem sobie wtedy o dobrym znajomym, który właśnie rozkręcał własny interes książkowy -- myślę: wskoczę, dam mu cynk.

Skończyło się na tym, że wróciłem dzień lub dwa dni później, zgarnąłem z kosza wszystkie egzemplarze, które tylko nadawały się jeszcze do czytania (grzebalisko książkowe w supermarkecie bardzo je niszczyło) i obdarowałem nimi kilka osób, sobie zostawiając jeden. Interes życia.

Książka dojrzała na półce i w okolicach lipca udało mi się po nią sięgnąć.

Kiedy myślimy o najniebezpieczniejszych rejonach świata zapewne niewiele osób wskaże palcem na specyficzną krainę (Ameksykę), która wykrystalizowała się na kawałku ziemi między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej (to tam leży jedno z najniebezpieczniejszych miast świata, Ciudad Juárez). Kiedy myślimy o systemie niewolniczej pracy niekoniecznie przyjdą nam do głowy maquiladora, fabryki położone bezpośrednio przy granicy Meksyku i USA -- ubocznego efektu (lub też jednego z celów) NAFTA.

Synkretyczny obszar amerykańsko-meksykańskiego pogranicza przesiąknięty jest przemocą, w której wyrastają kolejne pokolenia.

Dzieci pomniejszych handlarzy chodzą do szkoły podstawowej Valentiny Farias Gómez w Tijuanie. Szkoła jest cudownie czysta, dzieci ubrane w czerwone mundurki szczebiocą radośnie i dokazują na placu zabaw, a potem idą na lekcje, na których panuje skupienie i dyscyplina. Jednak pewnego marcowego ranka 2008 roku przed szkołą czekała na dzieci wiadomość, którą miały sobie wziąć do serca, przygotowując się do życia w swojej społeczności: dwanaście rozkładających się trupów ułożonych na drodze prowadzącej od bramy do budynku szkoły, nagich, okaleczonych i pozbawionych języków - ciała ludzi, którzy mówili zbyt wiele. Bandyci chcieli w ten sposób dać dzieciom do zrozumienia, by nie popełniły tego samego błędu, twierdzi dyrektor szkoły Miguel Ángel González Tovar. [s. 80]

Ed Vulliama -- poza niezwykle realistycznym (do bólu szczerym) opisem ameksykańskiej rzeczywistości -- analizuje także liczne zależności, które wpływają na taki a nie inny charakter obszaru, od kwestii stricte handlowych (handel bronią, pranie brudnych pieniędzy w amerykańskich instytucjach finansowych czy obniżanie kosztów produkcji przez amerykańskich przedsiębiorców) po kwestie społeczne (zmiana pozycji mężczyzn w społeczeństwie meksykańskim, migracja zarobkowa, niezwykle chłonny amerykański oraz europejski rynek narkotykowy).

W głębi sali [w czasie targów broni w Pharr - JG] na niewielkim podeście stoi stragan z książkami. Pośród licznych, całkiem niewinnych katalogów i ksiąg handlowych leżą podręczniki amerykańskiej armii opisujące tłumienie rewolt, a także porady dotyczące produkcji bomb, wysadzania mostów i innych umiejętności przydatnych podczas polowania na króliki lub jelenie. Za dwadzieścia pięć dolarów można kupić Militia Battle Manual. Drugi rozdział tego podręcznika nosi tytuł Combat Operations [Operacje bojowe]. "Pułapka to aktywna forma pozycji obronnej", tłumaczy autor. Możemy tam także znaleźć podrozdziały takie jak Bounding Overwatch [Wysunięta obserwacja przeciwnika], Immediate Assault [Atak bezpośredni] i Urban Assault [Atak w mieście]: "Wchodząc do budynku zajętego przez przeciwnika, zawsze najpierw wrzucaj do środka granat odłamkowy". W rozdziale o zdobywaniu sprzętu wojskowego autor pisze: "W tej części zajmiemy się kradzieżą sprzętu z baz wojskowych. Wydaje wam się, że to trudne? Otóż wcale nie. [s. 390]

Choć Ameryka Południowa nigdy nie była moim konikiem, reportaż "Ameksyka" jest zdecydowanie godny polecenia i stanie na półce gdzieś obok "Arab strzela, Żyd się cieszy" Pawła Smoleńskiego.

Byłbym zapomniał -- autor książki został laureatem IV edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego (2012 r.). Strona kulturalna.warszawa.pl dała możliwość przeczytania laudacja Przewodniczącej Jury Małgorzaty Szejnert dla Eda Vulliamy (link do pliku). Myślę, że to całkiem dobra rekomendacja dla tej pozycji.

Na koniec (korzystając z okazji) polecam ciekawy artykuł na temat kultu Santa Muerte (Świętej Śmierci), charakterystycznego dla obszaru pogranicza (w razie czego osobiste komentarze autorki można sobie pominąć).

Książka:
Ed Vulliama: Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy (ang. Amexica: War Along The Borderline), przełożył Janusz OchabWydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012. ISBN 978-83-7536-369-2.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej