Ciągłość miasta. Prolegomena

Za mną jedna z najdłuższych przerw w tworzeniu wpisów na blogu. Czas od października zeszłego roku był u mnie niesamowicie aktywny zawodowo, dodatkowo zaś -- co okazało się w trakcie lektury -- zabrałem się za niezwykle wartościową, ale też niezwykle wymagającą pozycję autorstwa doktora Mikołaja Madurowicza Ciągłość miasta. Prolegomena.

Zacznę od jej polecenia -- ta książka to absolutne must have na półce każdego urbanisty / miastofila / badacza miast. Z jednej strony ogromne wrażenie robi metodyka i skrupulatność autora w podejściu do tego, skądinąd, niezwykle złożonego zagadnienia ciągłości miasta (jako idei, jako formy, jako przestrzeni, jako miejskiego genius loci). Z drugiej strony ogromne wrażenie robi erudycja, z jaką autor przedstawił szereg zagadnień, szeroko odwołując się do autorów i autorek na przestrzeni wieków. Chapeau bas! Sprawy z pewnością nie ułatwiał fakt, że -- o ile wiem -- jest to publikacja pionierska na polskim rynku wydawniczym, co jeszcze bardziej podniosło autorowi poprzeczkę (myślę, że przeskoczył ją ze sporym zapasem). Jednocześnie jednak postawił tę poprzeczkę bardzo wysoko P.T. Czytelnikom i Czytelniczkom. Lektura tej publikacji to ogromne wyzwanie intelektualne, ale także... językowe. Bez dobrego słownika wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych chwilami jest naprawdę trudno. W zasadzie zaczynając od podtytułu książki.
prolegomena
1. «wstępne rozważania wprowadzające do jakiegoś zagadnienia»
2. «przedmowa zawierająca uwagi ułatwiające czytelnikowi zrozumienie treści danego dzieła»
Dużą barierą może być zatem język publikacji. Fragmenty, takie jak poniżej cytowane, nie należą do rzadkości. O ile można się zmierzyć z jakąś liczbą podobnych zdań, wyrażeń czy zwrotów, o tyle ich niezwykłe nasycenie w tej publikacji czyni ją chwilami bardzo nieczytelną. W zawiłej terminologii, wielu przykładach i cytowaniach łatwo gubi się narracja. Nie zmienia to jednak faktu, że pozycja ta to niezwykła przygoda i dobra okazja do poszerzenia swojego zasobu leksykalnego. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali.
Immanentna koherencja formalna zostaje zweryfikowana tutaj transcendentnie. [s. 135]

Skłanianie się do wielowątkowości wykładni miasta znamionuje poznawczą inklinację ku synkretyzmowi, lecz celowa kontaminacja filtrów identyfikacyjnych skutkować może rozbieżnością implikacji; oto widząc miasto w kategoriach relacji społecznych, procesów ekonomicznych, form urbanistyczno-planistycznych i architektonicznych, a także w wymiarze kulturowym i religijnym, na poziomie klasyfikacyjnych konkluzji wpadamy w konfuzję, jako że taka procedura definicyjna nierzadko rodzi syntezę oczekującą na kolejne postępowanie eksplikująco-określające zamiast przynosić zdobycz analityczną. [s. 186]
Ciągłość miasta to książka, która nie tylko operuje zagadnieniami na poziomie eksperckim, ale też na tym samym poziomie je prezentuje. Unifikacja jako preludium do rozpadu kręgu cywilizacyjnego [s. 171], miasto jako palimpsest, koncepcja miast słońc i miast planet, relacja między urbs a civitas [s. 188] czy zerwanie jako element ciągłości, jak również ciągłość zrywania. Uczta intelektualna każdego urbanofila. Poza zaawansowaną treścią niezwykle przedstawia się także poziom zamieszczonych map, wykresów czy zestawień (w zdecydowanej większości odrysów autorskich).




Przy takim poziomie merytorycznym sytuacja wygląda podobnie do tej, którą opisałem przy okazji wpisu na temat książki Kreacje przeszłości. Szkice z antropologii historii Jacka Kowalewskiego. Ujmując sprawę literacko -- przy okazji parafrazując słowa Konstantego Geberta z Podręcznika dialogu, skierowane w stronę prof. Baumana [s. 94] -- wiem, że wejście w publiczną polemikę z autorem byłoby szczególnie wyrafinowaną i perwersyjną formą samobójstwa. Były jednakże fragmenty, przy których stawiałem znaki zapytania. Ot, chociażby przy opisie roli przyjezdnych w życiu miasta, gdzie nie do końca było dla mnie jasne, czy dr Madurowicz (cytując fragment opracowania Fernanda Braudela) odnosi go jedynie do historii (na co wskazywałby cytowany autor -- przedstawiciel szkoły „Annales”), czy również do teraźniejszości.
Jeśli miasto rośnie, nie może tego czynić tylko własnym sumptem. Również ze społecznego punktu widzenia potrzebuje przybyszów do najniższych posług; potrzebuje proletariatu, który szybko się zużywa i musi się szybko odnawiać, podobnie jak dzisiejsze gospodarki państw wysoko rozwiniętych potrzebują na swoje usługi przybyszów z Afryki Północnej i Portoryko - konstatuje F.Braudel [s. 369]
Zagadką jest dla mnie również praktyczny brak obecności Łodzi. To nie tak, żebym był jakimś szczególnym fanem tego miasta (mimo tego -- a może z powodu tego? -- że w nim mieszkam). Nie jest też tak, że Łodzi w książce w ogóle nie ma. Pierwsza wzmianka o tym mieście (Łódź wyliczona razem z innymi miastami z wymieszaną tkanką społeczną) pojawia się na stronie 303. Inne dwie wzmianki o Łodzi dotyczą okresu po  1945 r. w kontekście tymczasowego przejęcia roli stolicy Polski (s. 313 oraz s. 405). Jest jeszcze jedno miejsce, w którym Łódź wspomniana została w ramach odmienności od... Kartaginy.
Godzi się tutaj odnotować, że długie trwanie jednak nie przesądza o ciągłości, gdyż wystarczy zestawić młode miasto nadal funkcjonujące, "wychylone w przyszłość", pozbawione dotąd doświadczeń rewidujących jego status lub kondycję, z miastem dawnym i już skrzętnie wymazanym z atlasu historii osadnictwa, acz niegdyś legitymującym się długą i intensywną żywotnością. Porównajmy w tej mierze chociażby Łódź i Kartaginę [s. 352]
Z polskiej perspektywy Łódź wydaje mi się jednym z ciekawszych, dużych miast, jeśli chodzi o kwestie trwałości i ciągłości -- w relacji przestrzeń-ludzie (szczególnie w kontekście jej dynamicznej i dramatycznie przerwanej wojną historii rozwoju). Ale być może to ten fragment z Kartaginą jest jakąś odpowiedzią na jej nieobecność. Przy tak odległej perspektywie czasowej (kilkakrotne wspominane w pracy Çatalhöyük -- niemal dziesięciotysięcznej osady, założonej między 7400 a 7300 rokiem p.n.e.), Łódź jest drobnym okruchem w urbanistycznej galaktyce. Choć tu znów [szczególnie wyrafinowana i perwersyjna forma samobójstwa?] mógłbym polemizować z autorem na temat pozbawienia Łodzi jak dotąd doświadczeń rewidujących jego status lub kondycję. To widocznie kwestia perspektywy. Lub też skali.

Na sam koniec, bo o mały włos bym zapomniał: olbrzymia bibliografia, indeks miast (w przypadku tej książki rzecz nie do przecenienia!) oraz spisy 5 fotografii, 28 map, 51 planów, 8 rycin, 9 schematów, 21 tabel i 11 wykresów (w układzie: numer, nazwa, strona). Pozazdroszczenia godna skrupulatność i precyzja autora / wydawnictwa.


Książka:
Mikołaj Madurowicz: Ciągłość miasta. Prolegomena, wydanie I, Wydawnictwo Uniwersytety Warszawskiego, Warszawa 2017. ISBN: 978-83-235-2717-6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Opowieść podręcznej