Kreacje przeszłości. Szkice z antropologii historii

Są książki, które biorę do ręki chcąc skonfrontować moją dotychczasową wiedzę lub poglądy z wizją autora lub autorki (ewentualnie podciągnąć się z tematu, uzupełniając swoje "zasoby"). Są też jednak książki, przy których wolę zamilknąć, wczytując się w to, co autor chce mi powiedzieć, chłonąc je jak uczniak. W związku z tym, że ani ze mnie antropolog, ani archeolog, próba dyskusji z tekstami dra. Jacka Kowalewskiego z książki Kreacje przeszłości. Szkice z antropologii historii mogłaby się zakończyć spektakularną klęską [jaka piękna katastrofa]. Ujmując to bardziej literacko -- przy okazji parafrazując słowa Konstantego Geberta z Podręcznika dialogu, skierowane w stronę prof. Baumana [s. 94] -- wiem, że wejście w tym przypadku w publiczną polemikę z Jackiem Kowalewskim byłoby szczególnie wyrafinowaną i perwersyjną formą samobójstwa.

Za to pozwolę sobie napisać, że Kreacje przeszłości. Szkice z antropologii historii to skarbnica wiedzy, podana pięknym i starannym, naukowym językiem (ale też -- ostrzegam lojalnie -- czasami dość trudnym dla osoby nieprzyzwyczajonej do naukowego żargonu [1]). Autor czerpie przy tym garściami ze współczesnego dorobku naukowego, opierając zajmowane przez siebie stanowiska w krytycznym odniesieniu do niego. Do książki mam nadzieję jeszcze wracać (przy okazji rozważań z zakresu historii, historiografii czy antropologii), a tutaj pozostawię dla siebie -- i potomnych -- jedynie kilka ciekawszych z mojego punktu widzenia cytatów. Idąc bowiem za radą Juliana Tuwima, Jane Austen (czy komukolwiek jeszcze przypiszemy te słowa): błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa.

Książka stanowi zbiór niezależnych tekstów, dlatego można je czytać w dowolnej kolejności -- kilka fragmentów z książki, które wydały mi się z jakichś względów szczególnie interesujące, zamieszczę  poniżej w chronologii zgodnej z ich umieszczeniem w publikacji.
Przyjmując realność istnienia wybranego przedmiotu badań i wykluczając konkretne zjawiska ze sfery zainteresowań poznawczych, rzecznicy danej dyscypliny wyznaczali konstruowanej zbiorowości rodzaj Lebensweltu, którego zakres określał nie tylko dyscyplinujące warunki przynależności do wspólnoty, ale również granice wolności zeń wykluczonych. (...) Jak trafnie konstatuje ów fakt Necdet Teymur: Fight for disciplinary territories is often no less vivious than that for land. [O dyscyplinarności humanistyki, s. 43]
Pamięć kulturowa, wspomnienia, które przyczyniają się do tworzenia znaczenia i tożsamości, zawsze niosą ze sobą niebezpieczeństwo zapomnienia, pomijania milczeniem i ukrywania tego, co mogłoby postawić pod znakiem zapytania tożsamość jednostki lub grupy: najczęściej własnej winy [O społecznym zaangażowaniu historii, s. 92]
Zdecydowane publiczne zaangażowanie historiografów konieczne jest z pewnością przy zakreślaniu społecznych granic anarchizmu interpretacyjnego, bowiem - jak słusznie mówi Szahaj - "niektóre interpretacje niektórych tekstów mogą być haniebne w sensie etycznym. [O społecznym zaangażowaniu historii, s. 103-104]
Zauważmy, iż zakorzeniając codzienność w przyziemnych aspektach życia, nie podejmuje się jednak prób dookreślenia, czym mają być owe przyziemne aspekty życia. W praktyce ich samo-oczywistość staje się często zrównywana z samo-oczywistością codzienności badacza. (...) Tomasz Szarota, rezygnując ostatecznie z operacyjnego zdefiniowania pojęcia codzienności, pisał wprost: "Osobiście powątpiewam [...], by definicja >>życia codziennego<<, pasująca do wszystkich epok, cywilizacji, grup narodowych, etnicznych czy zawodowych, w ogóle była możliwa". [Codzienność - lokalność - styl życia, s. 115]
U nizinnych Indian Dakota męski charakter wymaga twardego stawiania czoła wszelkim niebezpieczeństwom i przeciwnościom losu. Kiedy chłopiec skończy pięć czy sześć lat, domownicy świadomie starają się zrobić zeń stuprocentowego mężczyznę. Jeśli zapłacze, okaże nieśmiałość, spróbuje szukać w kimś oparcia lub zechce nadal bawić się z młodszym rodzeństwem bądź z dziewczynkami, otoczenie zinterpretuje to obsesyjnie jako dowód, iż malec rozwija się w niewłaściwym kierunku. Nie zaskakuje więc u Dakotów instytucja berdache - mężczyzny, który dobrowolnie rezygnuje ze sprostania męskiej roli, przewdziewa strój kobiety i oddaje się typowo kobiecym zajęciom. [Margaret Mead; Materialne wyznaczniki płci w dyskursie archeologii, s. 162]
Jednym z argumentów przemawiających za odrzuceniem przez ikonoklastów obrazów były nadużycia w sprawowanym kulcie ikon. Przedstawiciele ówczesnego ludu oraz wywodzący się zeń członkowie wspólnot monastycznych nie byli w stanie zrozumieć subtelności rozgraniczeń teologicznych pomiędzy okazywaniem szacunku (proskýnesis) a wielbieniem (latreía) obrazów przedstawiających postać Chrystusa i świętych. Gorszącą reformatorów idolatrię ikon obrazują ludowe praktyki wyboru obrazów na rodziców chrzestnych dzieci czy posługiwania się przez kapłanów podczas sprawowania komunii drobinami farb pochodzącymi ze świętych wizerunków. (...). [Obraz w kulturze ludowej wczesnego średniowiecza, s. 225]
Przypisy:
[1] Nie mogę sobie odpuścić, żeby nie zamieścić tu pewnego przepięknego wyrażenia: (...) przybierając ostatecznie kształt oczywistej, stanowiącej dziś swoiste, niepoddawane dyskusji residuum sądów fundamentalnych [O początkach pieniądza, s. 174].

Książka:
Jacek Kowalewski: Kreacje przeszłości. Szkice z antropologii historii, Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych UWM, Polskie Towarzystwo Historyczne / Chronos Anthropos, Toruń 2012. ISBN: 978-83-930647-2-4.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Beksińscy. Portret podwójny