Klucz do otchłani

K.G. wyjeżdża, tym razem pewnie na dobre. Cóż, nie jest to ani dobra wiadomość dla mnie, ani dla tego miasta, które po raz kolejny nie dało tego, co może dać inne miejsce w tym smutnym kraju. C'est la vie, jak śpiewał Kuba Badach, interpretując Andrzeja Zauchę.

Przed wyjazdem na spotkaniu z K.M. i M. okazało się, że w krótkim czasie należy zagospodarować pewną część z pokaźnego księgozbioru K.G. (co przy moich dziwnych kontaktach okazało się zadaniem dość łatwym). Nikogo z pewnością nie zdziwi, że kilka pozycji z księgozbioru wylądowało u mnie i M. I tym to sposobem (w największym skrócie) wszedłem w posiadanie powieści José Carlosa Somozy "Klucz do otchłani". Niemal bezpodstawne wzbogacenie.

Kiedy zastanawiałem się, co by tu na święta (po skończonym "Pod Mocnym Aniołem" Jerzego Pilcha), przeglądając swój podręczny zestaw książek czekających na swoją kolej, zacząłem kombinować kategoriami: lekkie, do czytania w podróży, niezobowiązujące. Thriller futurystyczny wydawał się odpowiednim rozwiązaniem, a 492 strony tekstu Somozy wciągnąłem w ciągu kilku dni.

Nie przeszkodziło mi to, że ostatni raz z gatunkiem science fiction (w formie książkowej) miałem do czynienia jako nastolatek, kiedy to z wypiekami na twarzy w miejscowej bibliotece sześćdziesięciotysięcznego miasteczka grzebałem na półce szukając co dziwniejszych tytułów; nie wiem dlaczego, ale z tego okresu utkwiły mi w głowie jedynie dwa hasła: "mistrzowie SF" (seria wydawnicza wydawnictwa Amber) oraz tytuł "Brzydki mały chłopiec". Niewiele.

Pewnie nawet pióro J.S. Somozy nie sprawi, nie na dłużej wrócę do tego gatunku, ale zawsze miło sobie powspominać.

O samej książce da się w internecie znaleźć dość dużo, łącznie z informacją, do czego nawiązuje tekst powieści (dla niewtajemniczonego czytelnika, który namiętnie googla / googluje książki dopiero po ich przeczytaniu -- jak dla mnie -- może być to pewna niespodzianka). Całość nadaje się -- moim zdaniem -- głównie do spędzenia kilku przyjemnych chwil z herbatą i książką w ręku. Być może więcej zabawy (będą) mieli miłośnicy oraz znawcy twórczości pewnego pana, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku, określonego przez polskich wikipedystów jako ateista, rasista i autorytarysta (celowo nie linkuję żeby nie psuć nikomu zabawy; chcący na pewno dojdzie, o kogo chodzi).

Nie zmienia to faktu, że w książce znalazłem kilka ciekawych cytatów, które -- szczególnie w oderwaniu od kontekstu książki -- brzmią wybornie.

Jestem po prostu dziwakiem - odparł z powagą Darby. Jak zauważyłeś, zbieram i czytam książki. Każdy, kto czyta, staje się dziwakiem. Czytanie daje wiedzę, a ponieważ wokół dominuje raczej ignorancja, wiedza oznacza dziwactwo. [s. 84]

Człowiek współczesny sądzi, że nie wierzy już w Boga, co zresztą może być prawdą. Ale nawet jeśli zanikła wiara, pozostał strach. Bóg przetrwał w ludzkim umyśle jako bezkształtny, nierealny lęk. Istnieje tylko w takiej formie. [s. 139]

Być może kiedyś pokuszę się i wybiorę na ekranizację "Klucza do otchłani" -- powieść wydaje się dość wdzięcznym materiałem filmowym, także myślę, że to jedynie kwestia czasu. Na razie pozostanę pod wrażeniem dziwnego świata ludzi hodowanych w laboratoriach genetycznych, w którym -- ze względów religijnych -- nauka odmawia leczenia oraz badań nad schorzeniami serca (s. 108-109).

Książka:
José Carlos Somoza: Klucz do otchłani (La llave del abismo), przełożyła Barbara Jaroszuk, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2009, ISBN: 978-83-7495-682-6. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nadzorować i karać. Narodziny więzienia

Archipelag GUŁag

Beksińscy. Portret podwójny